niedziela, 21 lipca 2019

Olbia, czyli jak to jest być na Sardynii w pracy.

Kiedy mówię znajomym, że lecę na Sardynię, wszyscy mi zazdroszczą. Wyspa ta kojarzy się z pięknymi widokami, plażami i oczywiście słodkim nieróbstwem. I to wszystko jest prawdą, ale jak się jest na wakacjach, a nie w pracy.

Centrum miasta, w którym śpimy.
Pomimo tego, że jestem w wakacyjnym miejscu, to nie jestem na wakacjach. Dlatego nie mogę do końca korzystać z uroków tego miejsca.
Po pierwsze śpimy w hotelu bez dostępu do plaży, położonym w industrialnej części miasta. Nie jest to wakacyjna miejscówka, a raczej hotel skierowany do biznesmenów, załóg i podróżnych, którzy mają następnego dnia rano lot.
Po drugie nie mogę wsiąść w autobus i pojechać na plażę, bo latam z pewnymi pasażerami. Mój szef zmienia zdanie co kilka godzin i nie ma szans, żeby poznać jego plany. Nawet zadając mu pytanie na pokładzie, można uzyskać sprzeczne informacje w ciągu kilku minut.

Praca pracą, ale jeść trzeba. Do najbliższej restauracji mamy dwadzieścia minut marszu.
Po trzecie jestem tutaj z załogą, a nie ze znajomymi. Część moich pilotów to super chłopaki, a część nie. Zgadnijcie na kogo trafiłam tym razem?
Oczywiście, nie jest tak, że jest tragicznie. Pogoda dopisuje, a hotel ma mały basen nad którym można poleżeć z książką łapiąc promienie słońca. A sama Olbia ma deptak, na którym sprzedają pyszne lody.

Ratusz i charakterystyczna flaga z czterema głowami Maurów.
No i nie jest to Moskwa, w której ostatnio spędzam bardzo dużo czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz