wtorek, 16 kwietnia 2019

Oman - kraj 85 cz. II

Po odpoczynku w Ras Madrakah udaliśmy się w dalszą drogę.

Sugar Dunes
W swoim planie koniecznie uwzględnijcie to miejsce! Droga jest skomplikowana, ale dzięki OsmAnd (wpiszcie Sugar Dunes Wild Camping) udało nam się tam dotrzeć jeszcze przed zachodem słońca.

Z jednej strony wydmy białego piasku, z drugiej morze. W Omanie możecie sobie rozpalać ognisko w dowolnym miejscu.
Do dziś żałujemy, że nie zostaliśmy tam dłużej. Jeżeli planujecie kilkudniowy odpoczynek na wydmach, to musicie zaopatrzyć się we wszystko przed opuszczeniem ostatniego miasta. Na miejscu nie ma sklepów, ani restauracji. Naliczyliśmy pięć samochodów, a teren jest ogromy. Nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Można kąpać się w bikini.

Filim
Z Sugar Dunes pojechaliśmy oglądać lasy namorzynowe i flamingi. Droga prowadziła w pewnym momencie przez plażę! I to jest właściwa droga. Jeżeli chodzi o różowe ptaki, to mieliśmy pecha. Przed wyprawą warto sprawdzić, kiedy jest przypływ. Napotkany ornitolog powiedział nam, że żerują one przy brzegu w czasie wysokiego stanu wody. Resztę czasu spędzają ukryte daleko w zaroślach.


Przeprawiając się przez błota uważajcie na głębiny. I zdejmijcie buty.
Spaliśmy w Al Ashkhara. Jest tam kilka resortów, ale jeden z nich nie ma Wifi. Nocleg kosztował nas 300zł ze śniadaniem. Obiekt był położony przy plaży i miał mały basen.

Wahiba Sands
Po fiasku z dotarciem do Rub Al Khali, czyli największej pustyni piaszczystej świata, położonej w południowej części kraju; postanowiliśmy zobaczyć wydmy w Wahiba Sands. Na pustynię możecie wjechać sami, musicie tylko trzymać się dróg, które zaznaczone są w nawigacji. Nie dajcie się nabrać naciągaczom, że samemu nie dacie rady. Wszystkie wyznaczone drogi prowadzą do drogich resortów i są dobrze oznaczone. Koszt noclegu w takim obozie na pustyni zaczyna się od 600zł. My zaparkowaliśmy kilkaset metrów od nich pod drzewem i tradycyjnie spaliśmy w samochodzie.

 Jak długo trzymacie się twardej nawierzchni i kierujecie się znakami, tak długo jesteście bezpieczni. Odradzam natomiast wjazd na wydmy. Zakopiecie się.
Przyjaźni mieszkańcy.
Wadi Bani Khalid
 Po dwóch dniach spędzonych na pustyni chcieliśmy pobyć trochę nad wodą. Nasze drugie Wadi okazało się tym najprostszym. Wadi Bani Khaled jest bardzo skomercjalizowane i łatwo dostępne. Podjeżdża się samochodem pod główne zbiorniki, dosłownie pięć minut spacerem chodnikiem i jest się przy restauracji. Jeżeli chcecie przepłynąć całe wadi, to zaczynacie już tam płynąć. Pamiętajcie tylko o odpowiednim ubiorze (tutaj nie bikini), butach oraz worku żeglarskim lub saszetce na Wasze drobiazgi. Miejscami można iść, ale miejscami trzeba płynąć, więc Wasze rzeczy będą mokre.  Możecie też przejść górą, po skałach i dotrzeć do bardziej odludnych basenów i przepłynąć tylko część. W górnej części nogi obskubią Wam małe rybki.

Pierwszy zbiornik wodny, tutaj się raczej nikt nie kąpie.
Krótki kanał do przepłynięcia w bardziej odludnym miejscu. Ponieważ nie ma tu lokalnych mieszkańców, można wskoczyć w bikini. Uwaga na podłoże, we wszystkich odwiedzonych przez nas wadi było ślisko.

Ras Al Jinz
To miejsce słynie z plaży, na której wylęgają się żółwie. Spać możecie niedaleko ośrodka. W środku znajduje się restauracja (jedząc tam przepłacacie), za 1riala dostaniecie kod do Wifi (ważny 4 godz), a za 7riali wieczorem możecie dołączyć do grupy i zobaczyć jak żółwie wychodzą na brzeg. Warto mieć ze sobą latarkę. W samym ośrodku możecie też spać, ale my zdecydowaliśmy się na spanie w samochodzie.

Plaża jest zamknięta od godziny 16. Za wstęp w ciągu dnia pobierana jest opłata. Za skałami możecie podziwiać kolorowe kraby.
Jeżeli chodzi o oglądanie żółwi nocą, to akurat wydaje mi się, że warte jest to swojej ceny. Przewodnik dużo opowiada, co więcej płaci się przed samym wyruszeniem, gdy pracownicy sprawdzą, że żółwie są. Nie ma więc opcji, że płacicie i ich nie spotkacie. Jednak nie nastawiajcie się na jakieś magiczne przeżycia..... Jedyna magia, to świecący w nocy plankton.

Al Hadd
Al Hadd słynie z żółwi i różowej plaży. Musicie dojechać do końca starego pasa startowego i wjechać na piasek w lewo. Tylko zatrzymajcie się w porę, bo ugrzęźniecie. W okolicy kręcą się naganiacze, którzy za opłatą wezmą Was na łódkę i pokażą żółwie oraz odludne plaże z tysiącem krabów. Za taką atrakcję chcą 40 riali, ale jak nie mają chętnych to za 20 popłyną.

Różowy piasek to muszelki, najwięcej ich jest zimą, latem zupełnie zanikają.
Kolorowe kraby na odludnej plaży, dopłynąć do niej można tylko łódką.
Wycieczka łódką trwa ok 1,5 godziny. Podobno zdarzają się też w tym rejonie stada delfinów. Myśmy tyle szczęścia nie mieli, ale żółwi widzieliśmy sporo-  tzn. głowy żółwi, skorupę, płetwę - części wystające z wody.

Sur
Kolejny nocleg postanowiliśmy zarezerwować sobie w hotelu w Surze. To ładne miasto z portem i starymi Dau (dhow) - czyli tradycyjnymi arabskim statkami żaglowymi. Tutaj też zjedliśmy najdroższy obiad i wybraliśmy pieniądze z bankomatu. Nie wszystkie maszyny współdziałają z naszymi kartami. Trochę nam zajęło znalezienie takiej, co wyda nam gotówkę.

wieczorny spacer
Wadi Tiwi
To zdecydowanie moje ulubione wadi, ale jeżeli ktoś zaproponowałby mi powrót, to powiedziałabym "nie". Baseny są bardzo trudno dostępne. Lokalni przewodnicy za opłatą podprowadzają kawałek po feladżach, ale nie sprowadzają ze stromej góry. Po gaju palmowym możecie przejść sami, zielone strzałki pokazują trasę - nie warto brać przewodnika; natomiast ze zbocza góry schodzie się kiepsko.

Schodzicie z tej góry w dół. Na murku jest wymalowana zielona strzałka pokazująca kierunek - w dół. Dalej idziecie jak Wam wygodnie. Ja większość trasy pokonałam ślizgając się na pupie, a wracałam (bo jeszcze musicie tędy wrócić) na czworakach.
Jeżeli uda Wam się już tędy zejść, to dalej musicie zejść z wodospadu po linie. Schodzi się gorzej niż wchodzi, bo wracacie tą samą drogą; chyba że Wam ktoś przestawi samochód z samej góry gdzieś niżej. Podobno jest jakaś trasa zaczynająca się na górze i kończąca na dole wadi, ale myśmy szli sami i musieliśmy wracać na parking w wiosce Manib (?). Nie dajcie się nabrać po drodze. Ludzie będą Wam próbowali wmówić, że wadi jest już tu. Prawdziwe Wadi Tiwi zaczyna się wysoko w ostatniej wiosce, tam zgraja dzieci Was napadnie.

Najpiękniejsze i najbardziej odludne z wadi, które zwiedziliśmy. Tak, trzeba umieć pływać. Jeżeli czujecie się niepewnie w wodzie, to zaopatrzcie się w jakąś pomoc. Ja asekurowałam się workiem z naszymi rzeczami, który unosił się na wodzie.
Wadi Shab
Najpopularniejsze Wadi w Omanie. Starajcie się omijać w weekendy. Żeby do niego dotrzeć, trzeba zapłacić 1rial za króciutką przeprawę łódką, a następnie iść 40min. Problem tylko taki, że lokalesi sprzedający bilety na łódki mówią, żeby iść prosto i jak widzi się pierwszy zbiornik to zacząć płynąć. To nie tak.

Idziecie górą, tą drogą za mną, gdzie widzicie kabel. Nie płyniecie pierwszym zbiornikiem, bo później musicie przeprawiać się przez zarośla (tam widziałam węża). Dla pocieszenia powiem, że nie tylko myśmy tamtędy brnęli.
Szlak wiedzie koło tych rur, a myśmy już płynęli. 🙈
Wadi Shab słynie z przepięknej jaskini, do której prowadzi bardzo wąski przesmyk. W sezonie deszczowym, żeby się tam dostać trzeba zanurkować. W marcu można było przepłynąć z głową nad powierzchnią wody. Żeby dotrzeć do jaskini pokonuje się trzy małe baseny, miejscami się idzie, miejscami płynie. Pamiętajcie o butach! A Wasze rzeczy muszą być zapakowane w wodoszczelny worek, nie będzie ich gdzie zostawić.

W jaskini jest mały wodospad i lina. Z góry macie ładny widok na lazuryt wody oraz bardzo odosobniony mały basen. W porze deszczowej strumień wodospadu może być zbyt mocny by się wdrapać. Po linie wchodzi się dobrze, jedyny problem to pierwszy krok - trzeba się podciągnąć, bo w jaskini jest głęboko i nie ma się od czego odbić.
Maskat
Ostatni dzień zostawiliśmy sobie na zwiedzanie stolicy. Mieliśmy jeszcze samochód, więc nie musieliśmy korzystać z taksówek ani autobusów. W Maskacie warto zwiedzić Wielki Meczet, wstęp bezpłatny, otwarty tylko do 11.

Największy żyrandol Svarovskiego na świecie. W meczcie obowiązuje odpowiedni strój i zwiedza się go boso. Pamiętajcie gdzie zostawiacie buty. Pierwsza sala jest przeznaczona dla kobiet i jest skromna, dopiero główne pomieszczenie robi wrażenie.
Po zwiedzaniu meczetu podjechaliśmy na stary targ - Souq Mutrah, tam stoiska są otwarte do godziny 13. Jest to raczej tekstylny bazar, sporo jest też kadzideł, perfum i pamiątek. Pamiętajcie, żeby się targować.
W wielu przewodnikach polecają również odwiedzenie fortu w Maskacie, nam zabrakło na to czasu i ochoty. Odstawiliśmy samochód na lotnisko i pojechaliśmy do hotelu.

Z czystym sercem polecam Wam Oman na wakacje.


3 komentarze:

  1. Świetna opowieść ale ja bym się bała tego kanału i basenu, do którego się wchodzi po linie :)

    OdpowiedzUsuń