sobota, 2 września 2017

Z życia stewardessy wzięte, czyli co robię gdy nic nie robię

W większości linii lotniczych istnieje coś takiego jak standby. Jest to określony czas w którym firma może do nas zadzwonić i poprosić o wykonanie lotu. Ilość godzin i dni w miesiącu gdy jest się na dyżurze określa kontrakt. Linie mają też uregulowany minimum czasowe, które muszą dać pracownikowi na dojazd na lotnisko. Ponieważ moja praca jest inna niż wszystkie, to bardzo często właśnie siedzę na takim dyżurze.
Po wykonaniu lotu z Melbourne przez Hawaje do San Francisco miałam tam zaczekać na następny lot. Nowy samolot z nową załogą pojawił się z rana, ale pasażer zdecydował się odwołać swoją wycieczkę. Polecieliśmy więc na pusto (czyli bez pasażerów) do Los Angeles. Zapytałam w firmie jakie są dla mnie plany i dostałam odpowiedź, że mam czekać. Gdybym była w liniach lotniczych, to wiedziałabym, że mam czekać od tej do tej godziny; ale że nie jestem, to mogę czekać 24/7. Oczywiście nie jest tak, że nie mogę się ruszyć nigdzie z hotelu. Muszę mieć tylko przy sobie służbowy telefon i zbytnio się nie oddalać. Ponieważ w LA byłam już kilka razy i nie czułam potrzeby ruszać do centrum, to spędziłam dzień tak jak lubię ... nic nie robiąc.
Co więc robi stewardessa w hotelu, gdy nic nie robi?

Wygodne łóżko - podstawa dobrego pokoju.
Po pierwsze: śpię do oporu. Każdy kto kiedykolwiek pracował na zmiany wie, jak ciężko znosi to organizm. Dodatkowa porcja snu zawsze mile widziana.
Po drugie: robię pranie. Ponieważ pracuję minimum 21 dni, to ciężko jest mi zapakować wystarczającą ilość ubrań na tak długi wyjazd. Oddaję rzeczy do pralni (jeżeli mam pewność, że nigdzie nie wylecę, bo np. nie ma wolnego samolotu) i robię drobne przepierki w zlewie.
Po trzecie: siłownia.


Pedałuję, wchodzę po schodach, w ostateczności biegam przez 30min. Później jeszcze wiosłuję, lub podnoszę ciężarki. Kończę rozciąganiem. Nie jestem jakoś wyjątkowo usportowiona, ale latanie to bardzo fizyczna praca i trzeba być w formie. Do tego siłownia zajmuje mi jakąś godzinę, co sprawia że dzień szybciej mija.
Po czwarte: spa / basen.

W hotelu w New Delhi zafundowałam sobie 90minutowy masaż.
Hotel w LA, jak większość hoteli w USA: basen=duża wanna. Ale przynajmniej złapałam jeszcze trochę słońca.
Po piąte: szwędam się po okolicy w poszukiwaniu czegoś do jedzenia (w hotelu jedzenie jest zawsze bardzo drogie i jem tam tylko w ostateczności), lub czegoś do kupienia.

Panda Express, czyli obiad za 10 dolarów.
antykwariat w LA
I tak doszłam do punktu szóstego: czyli czytam, uczę się, oglądam TV, oglądam filmy na youtubie i piszę.

Jeżeli przymierzacie się do kariery w chmurach znajdźcie sobie jakieś hobby, które będziecie mogli wykonywać wszędzie. Dzięki temu czas na dyżurze szybciej będzie Wam mijał, a jednocześnie będziecie mieć wrażenie, że zrobiliście coś konstruktywnego danego dnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz