środa, 15 lutego 2017

Operacje lotnicze zimą

Ostatnio dostał mi się lot do Burlington w stanie Vermont. Miejsce to słynie z wyrobu syropu klonowego (są tuż na granicy z Kanadą jakby nie było) oraz z mroźnych i długich zim. Jak powiedział nasz kierowca "u nas jest sześć miesięcy śniegu, dwa miesiące lata i cztery takiego pomiędzy. Mamy też najwięcej medali w dziedzinach sportów zimowych w całych Stanach Zjednoczonych" - dodał z nieukrywaną dumą.
Kiedy przylecieliśmy tam z ciepłej Florydy okazało się, że na drugi dzień zapowiadają burze śnieżną - a był to nasz dzień wylotu.
-"Co znaczy to dla nas?" - zapytałam kapitana.
-"Powinno być w porządku" - wtrącił się ów lokalny kierowca -"ma nie spaść więcej niż metr śniegu. To lotnisko powinno operować normalnie."
Rozumiecie? Metr śniegu w jedno popołudnie?!

Osobiście mi śnieg nie przeszkadza, przeszkadza natomiast w pracy lotnisk.

Odśnieżanie samolotu zazwyczaj oznacza opóźnienie odlotu. Foto: internet

Duże linie komercyjne rzadko trzymają swoje maszyny długo na ziemi, wiadomo nie latający samolot - to generujący straty samolot. I tak oczywiście trzeba je odśnieżyć przed startem przy obfitych opadach śniegu. I trzeba to zrobić z pasażerami na pokładzie, bo wykonanie tego przed mija się z celem (samolot za długo stałby w bez ruchu i operację trzeba by powtórzyć). Dlaczego trzeba pozbyć się śniegu i lodu ze skrzydeł i innych części kadłuba? Zamarznięte fragmenty ruchome uniemożliwiłyby sterowanie samolotem, poza tym straciłby on siłę nośną. W historii awiacji było kilka tragicznych wypadków, gdzie przez oblodzenie samolot runął tuż po starcie. (Dla zainteresowanych polecam Air Crash Investigation - Cold Case)

Problem dla nas, małych prywatnych samolotów, jest jeszcze jeden. Często siedzimy w jednym miejscu dłużej. Tak jak my w Burlington mieliśmy ponad 24 godziny; a temperatura w nocy spadła do minus 12 stopni. Oznacza to, że wszystkie płyny na pokładzie trzeba oddać do przechowania,  inaczej zamarzną. Musiałam spakować i wytachać wszystkie wina (mocny alkohol nie zamarza więc mógł zostać), szampany, puszki, butelki wody, ale też spreje i inne produkty do higieny i sprzątania. A przed lotem trzeba to wszystko wtargać na pokład i odłożyć w prawidłowe miejsce. Jednym słowem tragedia. Już przed lotem byłam zmęczona, a jeszcze czekała mnie cała noc nad Atlantykiem.

Zaczyna padać śnieg.
Zima ich nie zaskoczyła. Pługi odśnieżają pas startowy.
A moja pierwsza oficer zdejmuje nadmiar białego puchu z szyb kokpitu.

A ja i tak lubię zimę!


3 komentarze: