niedziela, 20 października 2024

Madryt

 Po przyjeździe do Madrytu udaliśmy się metrem do hotelu. Autobusami w mieście możecie się przemieszczać płacąc kartą kredytową lub telefonem przy wejściu. Do metra natomiast potrzebujecie przedpłaconą kartę. Kupuje się ją w automacie lub w okienku. Sama karta kosztuje 2,5 euro - podobno jest to kaucja, a następnie na nią ładujecie bilety. Centrum miasta to Zona A, każdy przejazd kosztuje 1,5 euro.
Nasz hotel oddalony był od centrum o 10 przystanków metrem. Madryt do tanich miast nie należy.
Możecie przespać się tanio w hostelu lub poza sezonem znaleźć Arbnb ze wspólną łazienką. Hotele w centrum są drogie.
Jeżeli chcecie spać w budżetowej lokalizacji, to upewnijcie się, że jest on położony na linii metra (najlepiej tak, żeby jadąc do centrum się nie przesiadać). Podziękujecie mi później.

Gran Via, czyli najbardziej reprezentacyjna ulica miasta. Przy niej Marszałkowska to uboga krewna.
Znany widok Plaza de Cibles.

Z Gran Via udaliśmy się na piechotę do Parku Retiro. Niestety Kryształowy Pałac jest zamknięty, ale samo miejsce jest bardzo ładne. Możecie tam posłuchać muzyki, popatrzeć na ludzi, pospacerować i usiąść w kilku kawiarniach. Kieliszek wina kosztuje ok 4 euro. 

Na ten dzień mieliśmy zaplanowane odwiedziny w Prado. Normalnie bilet kosztuje 15 euro, ale na dwie godziny przed zamknięciem wstęp jest bezpłatny. Musicie postać w kolejce (jest ona długa), warto być wcześniej, chociaż podobno wszyscy zostaną prędzej, czy później wpuszczeni. Nie ma dziennego limitu osób.

W środku nie można robić zdjęć. Wybierzcie sobie artystę lub dzieła, które chcecie zobaczyć. Całości nie dacie rady. Myśmy obejrzeli El Greco, Goyę, Rubensa, Boscha i Brueghela. I jeszcze wpadliśmy do sali z Velazquez.

Drugi dzień zaczęliśmy od katedry. Była niedziela i trwała msza. Nadal można było wejść do środka, ale nie można było jej zwiedzać.

Bardzo ładne, pawie sklepienia.
Kaplica poświęcona Janowi Pawłowi II.

Następnym punktem programu tego dnia miał być pałac. Poprzedniego wieczoru zakupiłam online bilet i udaliśmy się do wejścia. Tam okazało się, że kupiłam przez pomyłkę wejście do Królewskiej Kolekcji, a nie do samego pałacu. Bilety umożliwiające zwiedzanie przepięknych wnętrz były już dawno wyprzedane.
Do pałacu można ustawić się w kolejce bez zakupionego biletu (jest oddzielna), ale wpuszczane są pojedyncze osoby. Trwa to kilka godzin.

Pałac królewski ma ponad 3000 komnat.

Ogród królewski bardzo nam się spodobał.
Royal Collection to obrazy, stroje, karety, arrasy i inne dzieła zebrane i związane z rodziną królewską. Muzeum jest ładne, nowoczesne, dobrze położone, a i sam budynek jest bardzo ciekawy. Tylko, że ja chciałam oglądać komnaty, a nie kolejne muzeum.
Tutaj można robić zdjęcia.
Tylko spójrzcie, jak wielka i piękna jest ta karoca!
Piękna porcelana.
Ręcznie pisana i ilustrowana księga.
Była też jedna po arabsku. Opisuje ona zwierzęta.
Jest też trochę stroi (zwróćcie uwagę na haftowane guziki).
Arrasy są ogromne.
Jest też wysokiej klasy hiszpańskie malarstwo. W tle portret Goyi.

Na poprawę humoru wydaliśmy 32 euro na wejściówkę na Flamenco. Kieliszek Sangrii kosztował dodatkowe 5,90. Jedzenie podobno mają słabe (wg TripAdvisor), poza tym występ trwa tylko godzinę i szkoda tracić z oczu tancerzy.


To były najlepiej wydane pieniądze w Madrycie. Pierwszy raz w życiu widziałam flamenco na żywo i jestem zachwycona. W Madrycie jest wiele miejsc, gdzie możecie doświadczyć tego widowiska. Koniecznie się wybierzcie!
Po strawie dla ducha przyszedł czas na strawę dla ciała. Wybraliśmy się do dzielnicy łacińskiej, gdzie znajdziecie wiele kawiarenek, restauracyjek i barów.
Jest też ulica z Churroseriami, miejscami gdzie za niecałe 6 euro dostaniecie świeże churros i filiżankę czekolady. Jedna porcja na dwie osoby to aż nadto.
Kolejny dzień zaczęliśmy od spaceru po parku i przejścia do Świątyni Debod.

To świątynia egipska z II w. podarowana Hiszpanii. Zazwyczaj jest tam woda, w której ładnie odbija się budynek. Myśmy tyle szczęścia nie mieli.
Dalej przeszliśmy do dzielnicy Malasana, podobnej do dzielnicy łacińskiej. Warto patrzeć tutaj w górę (w całym Madrycie), możecie zachwycić się maleńkimi balkonikami.

Co jedliśmy? Głównie kanapki z szynką i tapas. Za porcję takiej przystawki zapłacicie około 8 euro. Dwoma można się najeść.

No chyba, że jesteście na modnym Mercado de San Miguel. Tutaj mała kanapeczka kosztuje 2 euro. Warto przyjść i się rozejrzeć, ale raczej nie najecie się, gdy jesteście na budżecie.
Madryt jest piękny - bardzo polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz