niedziela, 6 lipca 2025

Jak nie macie Instagrama, to tutaj macie dużo zdjęć z Bali.

 Naszym głównym celem czerwcowej wyprawy były Wyspy Komodo. Zahaczyliśmy jednak o Bali, bo tam obywał się ślub.
Po uroczystościach mieliśmy trzy dni odpoczynku w hotelu przy plaży.

Dzisiaj mam dla Was dużo zdjęć z tej rajskiej wyspy (chociaż teraz mi się bardziej podoba Flores). 

Nasz tradycyjny hotel w czasie ceremonii ślubnej miał piękny wystrój i tropikalny ogród.

 
Obydwoje byliśmy już na Bali, ale nie mogliśmy się powstrzymać z obfotografowaniem kilku świątyń. Te bardziej turystyczne postanowiliśmy pominąć i skupić się na małych mijanych w lokalnych wioskach.

Przez dwa tygodnie zafundowałam sobie cztery masaże! Koszt to 150 000 rupii.

Przed każdym budynkiem, wejściem, biznesem znajdziecie takie ofiarowania dla lokalnych bóstw. 
Tylko Flores jest wyspą chrześcijańską.


Kwiatów tam mają pod dostatkiem. I jak pięknie pachną!

Część plaż na wschodniej zachodniej stronie wyspy jest czarnych. Tam też wysokie fale uniemożliwiają pływanie, za to cieszą surferów.

Kali (?) 

Piasek biały, ale fale ogromne. Na plaży odbywa się też handel. Na Bali widziałam wiele pięknych latawców.

W czasie naszego pobytu miało miejsce lokalne święto (przypadające na Adha - święto muzułmańskie). Przez cztery dni świątynie zamknięte były dla turystów. 
W zwykły dzień można je zwiedzać, ale trzeba mieć sarong. Często można wypożyczyć, ale lepiej sobie kupić własny na straganie obok. Koszt 50 000. (Chociaż cena zaczyna się od 150 000.)


Do środka wchodzić nie można, ale poobwiązywane posągi są i na zewnątrz.

I takie palmy z palmy stoją.

Ulubiony deser - smażone w cieście banany.

Na Bali deszcz oznacza błogosławieństwo. A wszędzie też znajdziecie dużo wodnych dekoracji.

I gdzie teraz?

środa, 2 lipca 2025

Wylot na Bali i Komodo praktycznie

Tradycyjnie, na koniec serii wpisów z wyprawy, pozostał mi post o stronie praktycznej.

(Mam nadzieję, że odpowiedziałam w nim na wszystkie Wasze pytania z Instagrama.)

Na Bali lecieliśmy głównie z powodu ślubu w rodzinie. Dlatego termin nie był przypadkowy. Mogliśmy przesunąć wyjazd o kilka dni, tydzień, ale musiał być on w czerwcu.

Ślub trwał trzy dni. W bagaż podręczny byśmy się nie spakowali.

Wylecieliśmy 27 maja z Turkish Airlines z przesiadką w Istambule. Koszt biletu (z bagażem) to 3700zł. Możecie szukać tańszego przelotu z dwoma przesiadkami lub bez bagażu. Tak jak wspominałam, mieliśmy pewne ramy czasowe, w innych terminach loty są tańsze. Warto tylko sprawdzić prognozy pogody, aby nie trafić na sezon deszczowy.
(O tym jak taniej kupić bilet przeczytacie w mojej książce "Lotniskowy zawrót głowy")

Po przylocie na Bali trzeba wykupić wizę. Można to również zrobić online przed przylotem. Koszt jest taki sam - 35 USD. W Azji przyjmowane są tylko nowe banknoty (albo jest oferowany niższy kurs za te stare w kantorach). Na lotnisku możecie też zapłacić kartą. 
Jak przy każdej podróży poza Unię Europejską, paszport musi być ważny minimum 6 miesięcy (liczone od daty wylotu z wakacji) i mieć dwie puste strony. 
A wiza i tak jest elektroniczna, czyli nic Wam w paszport nie wbijają.

Przy odbiorze bagażu musicie wypełnić jeszcze Customer Declaration - jest ona sprawdzana. Deklaracja zdrowia, która, jak podaje internet, jest obowiązkowa, nie jest kontrolowana. 

Przed przylotem warto też zainstalować aplikację Grab (lokalne taksówki) oraz mapy offline. Możecie też wykupić sobie kartę sim na miejscu lub dane komórkowe przez internet. Myśmy korzystali z darmowego WiFi, które jest w każdym hotelu/hostelu/restauracji.

Naganiacze będą próbowali Was naciągnąć na drogą taksówkę do miasta. Lepiej użyć Grab lub stargować cenę o połowę.
Pod Graba można podpiąć kartę lub płacić gotówką. Jest też Grab skuter (a na Komodo mają tylko skutery). 

Pierwszą noc na Bali spaliśmy w lokalnym domku Poppies Cottage II. Zarezerwowaliśmy sobie nocleg przez Booking, ale w Azji lepiej działa strona Agoda. 
Ceny noclegów są bardzo różne. Im dalej od miejscowości turystycznych tym taniej. Na okolicznych wyspach też jest taniej. Płaciliśmy od 73 złotych za nocleg do 240 złotych. 
 
Pozostawiliśmy część bagażu w naszym hotelu i ruszyliśmy na Komodo. Mieszkając w centrum miasta liczcie się z korkami. Mapa Google pokazywała 20km do lotniska i 35 min. Przez zakorkowane miasto jechaliśmy 55minut. Wjeżdżając na lotnisko zostaniecie poproszeni o dopłacenie do Waszego przejazdu 12 000 rupii za parking. 

Lot na Flores (czyli lotnisko na głównej wyspie Komodo, bo samo Komodo to wyspa park narodowy bez lotniska) zarezerwowaliśmy jeszcze w Polsce. Bilet z bagażem to 150 USD.  Dziennie były dwa loty. Nasz z Garudą znajdziecie tutaj.

Na Flores można też przypłynąć łódką. Nie wiem, ile się płynie. Mieliśmy napięty grafik, wybraliśmy przelot.

Na Flores planowaliśmy dwa trekkingi i rejs łódką. 
Dlaczego Flores? Dlaczego Wyspy Komodo? Tak jak wspominałam, na Bali obydwoje już byliśmy, chcieliśmy zobaczyć coś nowego. Mieliśmy tydzień, więc nie było sensu pędzić gdzieś daleko. A w parku narodowym na Komodo są... smoki. (I mają przepiękną rafę koralową.)
No dobrze, ktoś nam też podpowiedział.😉
 
I jeszcze o kosztach.
Jedzenie w Azji jest tanie, jeśli nie boicie się jeść na ulicy i w lokalnych restauracyjkach. Dobrze jest przed wylotem brać minimum tydzień probiotyki. Koniecznie też sprawdźcie swoje szczepienia i zaopatrzcie się w krem z wysokim filtrem i sprej na komary. 

Większość cen w Indonezji jest negocjowalnych. Pamiętajcie tylko, że ludzie tam są biedni i że czasami nie warto wykłócać się o każdy grosz. 
Miło też, gdy zostawicie napiwek w restauracji, czy lokalnemu przewodnikowi. Nie dawajcie słodyczy dzieciom! Nie uczcie ich, że turysta = prezent.
(O tym, komu zostawić napiwek w hotelu piszę w "Hotelowy zawrót głowy".) 

Co kupić? Uważajcie na podróbki. Wiem, że kuszą, ale przewóz ich jest nielegalny. Nie wolno też wwozić rafy koralowej i produktów z zagrożonych zwierząt.
Kupcie kawę, olejki, rękodzieło, jedwab, len.

Przy wylocie z Komodo ostrożnie z bagażem, również tym nadawanym. Lotnisko w Labuan Bajo ma restrykcje w przewożeniu płynów. Nasza walizka została otwarta, bo mieliśmy butelkę alkoholu w środku. Na szczęście pan z ochrony zapytał tylko "jedna?" i puściła nas dalej. 



niedziela, 29 czerwca 2025

Flores wycieczka skuterem

Po niesamowitych trzech dniach na łódce (a jeszcze wcześniej dwudniowej wyprawie do wioski Wae Rebo) został nam jeden dzień na zwiedzanie okolic Labuan Bajo.

Wynajęcie skutera to koszt 100000rupii na dzień. Potrzebne jest tylko zdjęcie paszportu. Skutery nie są ubezpieczone. Przed ruszeniem w drogę zróbcie  filmik ze stanu swojego pojazdu. 

Ograniczeń prędkości nie ma, ale po krętej drodze nie pojedziecie szybciej niż 60km/h. Uwaga też na dziury w drodze. Główna "autostrada" jest w dobrym stanie, ale zdarzają się braki w asfalcie i przy dużej prędkości je poczujecie. Jest stromo i dużo zakrętów, samochody jadące z naprzeciwka wjeżdżają na Wasz pas. Jeśli nie widzicie końca zakrętu, zatrąbcie. 

Ruch tu jest lewostronny! 🤯

Policję widziałam tylko raz.

Krętą drogą dotarliśmy do Cunca Wulang. Przy wjeździe trzeba kupić bilet 70000 i wziąć przewodnika. Na ścieżce nie można się zgubić, ale lokalny przewodnik jest obowiązkowy. Koszt 50000. Zaprowadzi Was na miejsce, zaczeka i odprowadzi do wyjścia.

Pamiętajcie, żeby na skuterach jeździć w kaskach. Dobrze też jest mieć długie spodnie i bluzkę oraz pełne buty. Chyba, że bardzo szybko chcecie się opalić. 

Cunca Wulang to wodospady. Woda przyjemna chłodna. Można skakać w dwóch miejscach.
Lepiej przebrać się pod ręcznikiem na skałach. Po drodze mijacie toaletę, ale są one opuszczone i zamieszkane przez osy.


W drodze powrotnej kupcie sobie kokosy. 25000 z ekologiczną rurką i łyżką do wyjadania wnętrza.

Droga do wodospadów jest dobrze oznaczona. W jednym miejscu lokalne chłopaki próbują zrobić konkurencję i skusić Was na inne wodospady. Nie wiem, czy są one lepsze/ gorsze. Myśmy byli nastawieni na te. Szukajcie dużych znaków. Cunca Wulang są też oznaczone na mapach offline. 

Niestety lokalna ludność nie wiem, dlaczego ich wioska tak się nazywa. Ale bardzo się cieszą, jak spotykają turystów z Warszawy.

Żeby dojechać do kolejnej atrakcji, trzeba wrócić do miasta tą samą drogą.

Jeśli jedziecie według nawigacji, to prowadzi Was ona jakieś 3km za daleko do Rangko Cave. Musicie zjechać wcześniej w lewo- tam jest duży drewniany znak, a łódki widać z góry.

Na miejsce próbują zagonić Was naganiacze, ale z nawigacją też tam dotrzecie. 
Dalej popłyniecie łódką. Ceny są negocjowalne. Wpierw chcieli 250000 od osoby. Popłynęli za 350000 od nas dwoje.

Wstęp kosztuje 50000 od osoby. Do samej jaskinii trzeba przejść po śliskich kamieniach. I później po jeszcze bardziej śliskich zejść do wody. Przy stoisku z biletami są toalety (w lepszym stanie, ale nadal nie spodziewajcie się cudów) oraz kilka stoisk z wodą i przekąskami.

Jaskinię zamieszkują nietoperze. Zachowajcie ciszę. Woda jest słona. Prysznica nie ma. Warto dowiedzieć się, o której wpada słońce do jaskini. Nam powiedziano, że o 16, ale było to za późno.  Mijanie turyści powiedzieli, że mieli najlepsze światło o 15:30. Pamiętajcie tylko, że to się zmienia z porą roku. Po 17 jest już ciemno i nie ma sensu tam jechać.

Kapitan łódki czekał na nas na plaży (jeśli będziecie wcześniej, to możecie się tam wykąpać). Odstawił nas do przystani i szybko udaliśmy się na zachód słońca. 

Najpelsze widoki są z półwyspu znajdującego się bezpośrednio nad Labuan Bajo. 

I tak zakończyła się nasza przygoda z Wyspami Komodo. Jest to jedno z niewielu miejsc, do których bym chętnie wróciła.

Za trzy dni wpis o praktycznej stronie wyprawy. 

środa, 25 czerwca 2025

Rejs na Komodo

Naszym głównym celem przyjazdu na Komodo były smoki, czyli ogromne warany, które zamieszkują tylko tutaj.

Od razu się przyznam, że myślałam, że Komodo to jedna wyspa i że będziemy na niej lądować. 🫠

Lotnisko jest na Flores, a Komodo jest terenem parku narodowego (łącznie z otoczającymi wodami). Można po nim się poruszać tylko pieszo, w grupie z przewodnikiem.

Żeby zobaczyć smoki, musicie wziąć łódkę. Opcje są różne. Zależy od Waszego czasu i budżetu. Można największe atrakcje zobaczyć szybką motorówką w ciągu jednego dnia. Można pływać nawet tydzień, odwiedzając więcej miejsc. 

Nasz wybór to rejs 3D/2N, czyli trzy dni/ dwie noce (spanie na łódce). Wybraliśmy Maika Komodo Diving, bo tylko ta jedna firma (przynajmniej tylko ją znaleźliśmy) organizuje połączenie nurkowania, snorklowania i zwiedzania.

W Labuan Bajo jest pełno biur i naganiaczy, którzy oferują różne opcje i różne ceny. 

Naszą łódkę zamówiliśmy przed wylotem, bo czytałam gdzieś, że z łódźmi nie ma problemu, ale może być z biletami do parku.

Operator łodzi zamawia je dla Was.

Nasza łódka była bardzo podstawowa i z tych tańszych, ale kabinę wzięliśmy najdroższą. 😉 Są też kabiny współdzielone (jeśli podróżujecie solo, to Was do kogoś dokoptują).
Mieliśmy też własną łazienkę z prysznicem ze słodką wodą. Uwaga: trzeba ją oszczędzać, zbiornik jest ograniczony.

Plan wycieczki dla wszystkich łodzi jest bardzo zbliżony. Różnice są niewielkie, nasza miała nurkowanie i snorklowanie. Sprzęt dostarczają. Możecie poprosić o kamizelkę bezpieczeństwa, jeśli czujecie się niepewnie w wodzie. Ja miałam swoją maskę (na całą twarz), łódka na wyposażeniu ma maski i rurki.

Przy rezerwacji musicie napisać, czy chcecie nurkować (ile razy i jakie macie uprawnienia), czy tylko snorklować. Od tego zależy (i od kabiny) ostateczna cena.

Przy składaniu zamówienia dostaniecie dokładny plan, na końcu napisane jest, że możecie zostawić napiwek. U nas pojawiło się pudełko na stole z napisem "dla załogi". Nas była trójka (my i bardzo sympatyczna Brazylijka) wspólnie zostawiliśmy 500000 indonezyjskich Rupii. Nie wiem, czy to dużo, czy nie. Nie powiem Wam, ile powinniście zostawić. Dodatkowo mój partner zostawił swojemu instruktorowi nurkowania 100000.

Plan może się trochę zmienić, ale obejrzeliśmy wszystki, co było zaplanowane.

Cena takiej przygody to 4250000 dla snorkiling i 7250000 (z 4 nurkowaniami) plus bilety 750000. Możecie znaleźć luksusowe rejsy za wyższą kwotę i takie bez nurkowania za niższą. 

Takie widoki towarzyszą Wam przez trzy dni. 

Na naszej łodzi był niesamowity kucharz. Codziennie przygotowywał trzy posiłki. Jedzenie proste, ale bardzo smaczne i dużo. Mieliśmy też dyspenser ciepłej i zimnej wody (można było sobie napełniać butelki i robić kawę/herbatę) oraz drobne przekąski (ciastka i czipsy). Alkoholu nie serwują, ale można przynieść swój i włożyć do przenośnej lodówk.

Drugi dzień zaczyna się od trekingu na Wyspę Padar na wschód słońca. Nie jest to jakiś trudny spacer. Trochę schodów. Widoki piękne.

Mieliśmy czołówkę, ale o 5 rano, kiedy zaczynacie iść, jest już jasno.


Na każde nurkowanie/snorklowanie i na wycieczki zabierała nas z dużej łodzi mała łódka. Początkowo baliśmy się choroby morskiej (mieliśmy tabletki), ale okazało się, że bez trudno znosimy bujanie. 

Drugiego dnia po trekkingu i śniadaniu ruszacie na spotkanie ze smokami.

Tutaj mam mieszane uczucia. Na wyspie dostajecie przewodnika, są trzy ścieżki. Prowadzi w jedno miejsce i mówi: "o nie ma, ale jak chcecie to ja Wam pokażę..." I dodaje, że mamy wykupioną średnią trasę, ale na dużej z pewnością są. I trzeba mu na lewo dopłacić. Moim zdaniem, to zagrywka. Z drugiej strony, robi super zdjęcia i jak mu się da w łapę, to na 100% zobaczycie warany. A lecieć na drugi koniec świata i ich nie spotkać? Daliśmy po 50000, czyli 12 zł od osoby. 

Apik, bo tak nazywała się nasza łódź to lokalna firma. Nasza załoga była wspaniała.

Przed każdym nurkowaniem Safri rysował dokładnie dno i trasę.

Kolejna atrakcja drugiego dnia - różowa plaża.

Woda ciepła. Piasek cudny. A rafy powalają. Nurkowałam na Malediwach i w Egipcie. Tutaj w czasie snorklowania widziałam więcej niż tam.
Zachody słońca na łodzi lub z bezludnej mikroplaży są przepiękne.

Bardzo szybko upłynęły nam te trzy dni (pierwszego o 9 rano zjawiacie się w biurze, trzeciego ok 15 wracacie na brzeg). Wspaniałe przeżycie, bardzo Wam polecam!

niedziela, 22 czerwca 2025

Wae Rebo

O wiosce Wae Rebo słyszeliśmy dużo dobrego i złego. Niektórzy przestrzegali, że jest to pułapka turystyczna i że szkoda pieniędzy i czasu na dotarcie tam. Prawdą jest, że drogi mają fatalne (tak od połowy). I że od 2007 roku jest to atrakcja turystyczna. 

Jeżeli macie więcej czasu, to możecie udać się dalej w głąb Flores i zgubić się w bardziej odległych miejscach. Mając jednak tylko dwa wolne dni, zdecydowaliśmy się na odwiedzenie Wae Rebo i nie żałujemy tej decyzji.

Po drodze zobaczycie tradycyjnej wioski z nagrobkami w ogródkach, dzieci idące do szkoły i mnóstwo zieleni.
Opcje dotarcia są dwie: zorganizowana grupa samochodem (na Flores nie ma możliwości wynajęcia samego samochodu - bez kierowcy) lub skuter. Droga to cztery godziny plus (w niektórych miejscach czytałam, że sześć). Do połowy jest to serpentyna (aż tak, że przypomniała mi się choroba lokomocyjna z dzieciństwa); od drugiej połowy to dziury, naderwane mosty i braki w asfalcie. 
Wybraliśmy opcję zorganizowanej wycieczki samochodem, bo miało padać. I całe szczęście, bo lało od połowy drogi, aż do momentu wejścia do wioski.

To zdjęcie z powrotu, było słońce. A teraz wyobraźcie sobie, że idziecie 5km, 700m w górę, 2 godziny w tropikalnej ulewie. 🤣

Ile kosztuje taka wycieczka i co jest w cenie? 
1850000INR, czyli jakieś 420zł. Macie w tym odebranie z hotelu, obiad po drodze (napoje dodatkowo płatne), przewodnika, podwózkę na motorze (10 min przed rozpoczęciem trekkingu), bilet wstępu, ceremonię powitalną, kolację z herbatą lub kawą, nocleg, śniadanie, obiad.
Biorąc skuter wyjdzie Wam pewnie połowa, ale droga bardzo Was zmęczy, no i jak będzie padać, to zmokniecie.

Pierwszego dnia w ciągu dwóch godzin, pomimo kurtek przeciwdeszczowych, zmokliśmy bardzo. Przez noc rzeczy nie wyschły.😠
Zabierzcie rzeczy na zmianę, bluzy, dres, klapki, podstawowe kosmetyki (prysznic tam to wiadro z wodą). I koniecznie rzeczy przeciwdeszczowe, wodę i przekąski. Wyżywienie na górze jest bardzo proste. 
Nie ma też ani ogrzewania, ani klimatyzacji. Prąd włączają na kilka godzin wieczorem - nie musicie tachać ze sobą powerbanków. Zasięgu nie ma od połowy drogi. W cenie wycieczki macie internetowy detox. 😉

Wszyscy goście śpią razem. Prąd jest przez kilka wieczorem. Jeśli zależy wam na prywatności, albo macie lekki sen, to nie jest to miejsce dla was.
Warto mieć maskę na oczy i zatyczki do uszu.
Koce i poduszki dają.
Toalety są prymitywne - spłukiwana wiaderkiem, znajdują się za budynkiem ale przejście jest pod dachem.
To miejsce przypomina trochę to w Laosie. Jesteście gośćmi w wiosce. Proszą o odpowiedni ubiór i nie robienie zdjęć aż do ceremonii powitalnej (czyli kilkuminutowej przemowy). Proszą również o nie obdarowywanie dzieci. 

 Chata dla gości. W Indonezji buty zostawia się przed domem. Cała wioska tonęła w błocie. Uwaga na pijawki!

Po nocy zostaliśmy zbudzeni o 7 rano na śniadanie (znowu ryż). Je się wspólnie, na matach rozesłanych na podłodze.
Na szczęście na drugi dzień rano wyszło słońce i mogliśmy zrobić sobie zdjęcia.

W wiosce jest osiem takich chat. Dwie dla gości, reszta jest zamieszkała przez lokalne klany. Oprócz turystki, źródłem dochodu jest tutaj uprawa kawy.


I były małe pieski. 😍
Nad wioską można latać dronem.
Możecie też zakupić jakieś plecionki, kawę i inne pamiątki.

Bardzo urokliwe miejsce.
Budowa takiej chaty zajmuje dwa lata.
Droga powrotna dzięki pogodzie była dużo lepsza. Chociaż miejscami było bardzo ślisko (miejscami nie ma kamieni, tylko glina i błoto). 

Ostatnią atrakcją tego dnia było pole ryżowe w kształcie pajęczyny.

Punkt widokowy. Zdjęcie i w drogę.

Samochód odstawił nas pod hostel. To był najlepszy prysznic w życiu!🤣

środa, 18 czerwca 2025

La Boheme - hostel na Flores

 Dzisiaj mam dla Was rekomendację ciekawego hostelu, który odkryliśmy w czasie podróży po Wyspach Komodo.

Samochodem pod obiekt nie dojedziecie. Musicie przejść przez kanał po drewnianym moście. Ogólnie, uważam, że podróżowanie po Azji jest łatwiejsze z plecakiem. 

Naszą pierwszą noclegownią na Flores było La Boheme. Zarezerwowaliśmy nocleg przed przylotem tutaj na jedaną noc. Pomimo niedogodności (tylko letnia woda i GŁOŚNY meczetu obok) zostaliśmy na kolejną.

Mają super restaurację, Happy Hours i bardzo przyjazną obsługę. Wszystko w bardzo dobrych cenach. Za prywatny pokój z łazienką i bardzo dobrym śniadaniem zapłaciliśmy 140zł. Nie ma też problemu z pozostawieniem bagażu. 

Jest to miejsce skierowane raczej do młodych podróżników. Typowo backpackerska atmosfera i udogodnienia. Są pokoje wieloosobowe i wspólne łazienki - dla tych, co mają mniejszy budżet.

La Boheme to dwa pomysłowo połączone domy. Pokoje są bardzo standardowe, ale dają pościel i ręczniki. 

Ale... jest też kilka pokoi "delux" z własną łazienką. "Delux" w nawiasie, bo to nadal jest hostel, więc luksusów się nie spodziewajcie.

W kuchni na dole jest bezpłatna kawa i herbata. Napełnienie butelki kosztuje 2000IDR.
Hostel stara się być eko i prosi o nieużywanie plastiku.
Pierwszą noc mieliśmy pokój na parterze, a drugą (po powrocie z Wae Rebo - o tym już w niedzielę) na piętrze.

Wystrój w stylu bohemy 😉.


Widok z krużganków na piętrze.

 Na górze znajduje się również stół do bilardu i ping ponga.

Ogólnie bardzo ciekawe miejsce, ale też bardzo podstawowe warunki oferują. 
Nie dla ceniących sobie luksus i ciszę w nocy. Przed piątą rano zaczyna się wezwanie na modlitwę z pobliskiego meczetu. 🤷‍♀️ Nie pośpicie.

W niedzielę zapraszam na wpis o bardzo ciekawym miejscu na Flores - o wiosce Wae Rebo.