piątek, 14 czerwca 2019

Taszkient

Jak już wiecie, jestem obecnie na 3 tygodniowym wylocie. I w te 3 tygodnie mój szef postanowił zafundować mi pracę nonstop....
Ledwo gdzieś przylecimy i już lecimy dalej. Jak do tej pory miałam jeden dzień przerwy - w Moskwie i pół dnia w Taszkiencie. W Uzbekistanie byłam już dwa razy, w tym raz w Taszkiencie właśnie. Tym razem udało mi się wyjść z hotelu i nawet wyciągnęłam swoich chłopaków na ten spacer. Z powodu upału i braku czasu nasza ekspedycja ograniczyła się do okolicy hotelu.

Pierwszy przystanek TV Tower. Żeby wjechać na górę trzeba mieć ze sobą paszport i 40.000 w gotówce.
Zdjęcie pod wieżą (bo nie mieliśmy ani paszportów ani gotówki). Pokazuję swojemu pilotowi, żeby zrobił też zdjęcie całej wieży. Tak, wiem..... 🙈
Po fiasku z wjazdem na wierzchołek wieży telewizyjnej, udaliśmy się do pobliskiego parku, gdzie znajduje się miejsce poświęcone ofiarom reżimu politycznego. Nie wiem, którego reżimu, ale nie wchodźmy w szczegóły.

bardzo ładna altanka
Obok tego pomnika znajduje się tradycyjny budynek. Niestety nie wiem, co to jest, bo nie było nigdzie podpisane, na mapie nie jest zaznaczone i na dodatek było zamknięte. Co nie zmienia faktu, że prace w drewnie i kolor niebieski przypadły nam do gustu.

Precyzja rzemiosła zwala z nóg.
Tutaj przykład pięknie zdobionego kamienia.
Niezwykle fotogeniczne drzwi.
Upał dawał się nam we znaki, a do następnych atrakcji było bardzo daleko od lokalizacji naszego hotelu, postanowiliśmy więc wrócić do siebie i poleżeć nad basenem.

Radość niesłychana, będę pływać na różowym flamingu.
Plan był dobry, ale pokrzyżował go nam pasażer, który zdecydował, że wylatujemy 4 godziny wcześniej. Zamiast popołudnia nad basenem, miałam godzinę - dobre i to.
Takie życie stewardessy. 😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz