środa, 18 czerwca 2025

La Boheme - hostel na Flores

 Dzisiaj mam dla Was rekomendację ciekawego hostelu, który odkryliśmy w czasie podróży po Wyspach Komodo.

Samochodem pod obiekt nie dojedziecie. Musicie przejść przez kanał po drewnianym moście. Ogólnie, uważam, że podróżowanie po Azji jest łatwiejsze z plecakiem. 

Naszą pierwszą noclegownią na Flores było La Boheme. Zarezerwowaliśmy nocleg przed przylotem tutaj na jedaną noc. Pomimo niedogodności (tylko letnia woda i GŁOŚNY meczetu obok) zostaliśmy na kolejną.

Mają super restaurację, Happy Hours i bardzo przyjazną obsługę. Wszystko w bardzo dobrych cenach. Za prywatny pokój z łazienką i bardzo dobrym śniadaniem zapłaciliśmy 140zł. Nie ma też problemu z pozostawieniem bagażu. 

Jest to miejsce skierowane raczej do młodych podróżników. Typowo backpackerska atmosfera i udogodnienia. Są pokoje wieloosobowe i wspólne łazienki - dla tych, co mają mniejszy budżet.

La Boheme to dwa pomysłowo połączone domy. Pokoje są bardzo standardowe, ale dają pościel i ręczniki. 

Ale... jest też kilka pokoi "delux" z własną łazienką. "Delux" w nawiasie, bo to nadal jest hostel, więc luksusów się nie spodziewajcie.

W kuchni na dole jest bezpłatna kawa i herbata. Napełnienie butelki kosztuje 2000IDR.
Hostel stara się być eko i prosi o nieużywanie plastiku.
Pierwszą noc mieliśmy pokój na parterze, a drugą (po powrocie z Wae Rebo - o tym już w niedzielę) na piętrze.

Wystrój w stylu bohemy 😉.


Widok z krużganków na piętrze.

 Na górze znajduje się również stół do bilardu i ping ponga.

Ogólnie bardzo ciekawe miejsce, ale też bardzo podstawowe warunki oferują. 
Nie dla ceniących sobie luksus i ciszę w nocy. Przed piątą rano zaczyna się wezwanie na modlitwę z pobliskiego meczetu. 🤷‍♀️ Nie pośpicie.

W niedzielę zapraszam na wpis o bardzo ciekawym miejscu na Flores - o wiosce Wae Rebo.

niedziela, 15 czerwca 2025

Garuda Indonesia

 Po krótkiej nocy na Bali ruszyliśmy dalej. (O locie do Denpasar możecie przeczytać tutaj.)

I w końcu dodałam nową linię lotniczą do swojej listy! I to jaką! Spełniło się jedno z moich marzeń (tych lotniczych). Leciałam z Pokemonami. 🤣🤣🤣

Latające Pokemony! 
Garuda Indonesia - flagowy przewoźnik Indonezji - założony został w 1944 roku! Latają do 52 destynacji i mają 82 samoloty w swojej flocie. Mają B777, 747, 737  i A 320, a na całkiem małe lotniska CRJ i Atr.

Biznes klasa i zagłówki (w ekonomii są takie same).


Lecieliśmy 737. Kiedyś pracowałam na tym modelu. Latałam na cypryjskich czarterach dla Itaki. 


Katalog sprzedaży pokładowej.


Lot trwał 57 minut i dali przekąski!

Woda, mokra chusteczka, bułeczka z czekoladą i słony mix orzeszków (a raczej różnego rodzaju chrupek).
Bardzo ładne mudnury mają dziewczyny ( panów na pokładzie nie było).

Foto: wikipedia.
I tak azjatycka uprzejmość.
Pamiętajcie, żeby nie robić zdjęć załodze bez ich zgody! Nie jesteśmy małpami w zoo. 😉

Filmik ze szkoleniem.


I tak dolecieliśmy na.... Komodo!


Spokojnie, jeszcze mam sporo lotniczych celów w życiu. 😄
Nie skończą mi się tak szybko. 😉
 
P.S. W drugą stronę - z Flores do Denpasar wracaliśmy Garudą, ale już bez Pokemonów. 

środa, 11 czerwca 2025

Turkish Airlines WAW - IST & IST - DPS

Od dzisiaj, przez kolejne kilka tygodni,  wpisy będę ukazywać się dwa razy w tygodniu. W środy i niedziele. ☺️ ZAPRASZAM!

Będą one wszystkie dotyczyć mojej majowo- czerwcowej wakacyjnej podróży.😉

Zaczynamy azjatycką przygodę od lotu z Warszawy do Istambułu z Turkish Airlines!

Lecieliśmy Airbusem 321. Miejscem miałam koło stewardesy odpowiedzialnej za wyjście ewakuacyjne przez okno.

Mieliśmy wygodne siedzenia. Przed startem rozdali słuchawki i poplanowałam, co będę oglądać na następnym odcinku. Turkish ma mniejszy wybór niż Emirates, ale było sporo filmów, których nie wiedziałam. (Mniejszy wybór- na trasach europejskich. )

I na tak krótkim locie była serwowany gorący posiłek i alkohol. A jak już zaczęli podawać podgrzane bułeczki... no, no. Nie pamiętam klasy ekonomicznej z takimi luksusami.

Na lotnisku w Istambule mieliśmy trzy godziny. Uzupełniliśmy butelki z wodą ( chociaż trochę nam zeszło na znalezienie kraników) i rozruszaliśmy kości. Pamiętajcie, żeby na długich trasach wstawać, chodzić, ruszać nogami. (Więcej wskazówek znajdziecie w mojej książce "Lotniskowy zawrót głowy".)

Po tranzycie ruszyliśmy dalej - na Bali.

12 godzin spędziliśmy na pokładzie Airbusa 350.

Chyba pierwszy raz widziałam takie wyświetlacze.
Mieliśmy miejsce koło siebie (jedne z ostatnich).
Przed wylotem próbowałam nas odprawić, ale system odmawiał współpracy. Na szczęście przy check-in pracownik znalazł dla nas jeszcze dwa wolne fotele (z tym jeden przy oknie).

Na fotelach czekały na nas: koc, poduszka, słuchawki i kosmetyczka! Znowu, nie pamiętam kiedy ostatnio w ekonomii dostałam kosmetyczkę na noc.



Kolory były losowo przyznawane. Ja dostałam zestaw czerwony, mój partner pomarańczowy, widziałam jeszcze zielone.
A na zdjęciu macie ich zawartość. 
Ponieważ był to nocny rejs, to najbardziej zależało mi na śnie.
Na kolację się nie zbudziłam. Wzięłam tylko małą butelkę wody przed zaśnięciem. Nie wiem, czy w ciągu lotu były jakieś przekąski w bufecie (na bardzo długich rejsach często dodatkowe rzeczy są wyłożone dla pasażerów). Zbudziliśmy się na śniadanie.

Nawet wręczano wydrukowane menu.


Ja wybrałam wersję na słodko i była za słodka. 
Mój partner jajka - i to był lepszy wybór.

Z plusów tego rejsu: kamery (można podglądać na żywo lot), kosmetyczka, jedzenie i system rozrywki. (Na tym rejsie było dużo więcej filmów niż na naszym pierwszym odcinku.)
Z minusów: załoga mało szczęśliwa (oprócz jednego bardzo sympatycznego stewarda) i zbyt wiele ogłoszeń mają, które przeszkadzają w oglądaniu filmów.🙄

I ciekawostka: Turkish Airlines od teraz nakłada grzywny na pasażerów, którzy wstali przed wyłączeniem sygnalizacji "zapiąć pasy".
Podobno trzeba zapłacić 70euro!

Za trzy dni przedstawię Wam nową linię lotniczą. 

niedziela, 8 czerwca 2025

Maj '25 w pracy

 To będzie krótki wpis, bo w maju, mało się działo.🤷‍♀️
(Przynajmniej w kwestii lotniczej, bo w innych to aż za dużo.)

O bardzo dziwnym zleceniu poczytacie tutaj.

Spakowana w torbę na ramię (chyba pierwszy raz w życiu, tak mało ze sobą miałam) w drugim tygodniu maja ruszyłam pociągiem do Wrocławia.

Dawno nie byłam we Wrocławiu i na tym lotnisku (a kiedyś byłam w tym mieście zbazowana). Ładnie tam mają.

Przejechałam taksówką na terminal VIP, który okazał się zamknięty i autobusem na główny terminal.

Z boku jest wejście dla VIP. Musiałam przebierać się w toalecie w głównym terminalu, bo do saloniku VIP nie chcieli mnie wpuścić. Po odczekaniu swojego w  końcu mnie posadzono w poczekalni. Kawy się nie napiłam, bo musiałabym zapłacić za "all inclusive". Nie ma opcji wykupienia tylko kawy. Ogólnie, przykro mi to stwierdzić, ale serwis bardzo słaby tam mają. Obsługa nie była specjalnie miła (co do ich groomingu też można by mieć zastrzeżenia), mną niezainteresowana, wtyczek brak, nawet wody nie podają. Wolałabym siedzieć w głównym gmachu, ale taka praca.

Odsiedziałam dwie godziny, omówiłam lot z kapitanem, przywitałam pasażerów i udałam się z nimi na pokład.

W kieszeni siedzenia znalazłam takie cuda. Pierwszy raz w życiu widziałam na pokładzie prywatnego jetu informację o niebezpiecznych materiałach.

Samolot był miniaturowy. Podałam puszkę Fanty, wypiłam puszkę Coli i już lądowaliśmy. Na szczęście, bo nie wiem, co bym tam dłużej robiła.

Swojego czasu, często tu bywałam. (Zapraszam na wpis o Zeppelinach.)

Taksówką udałam się do hotelu, zjadłam co mieli w lobby (był to Ibis, więc nie mieli restauracji), pogapiłam się w telefon i poszłam spać.
I jeszcze poczytała książkę, bo w maju dużo czytałam. 😉

Na drugi dzień po śniadaniu (17 euro - gdyby ktoś pytał, ale innej opcji nie było) ruszyłam na lokalne lotnisko. Poczekałam godzinę - zjawili się piloci. Poczekałam kolejne półtorej - zjawili się pasażerowie.

I udaliśmy się do Belgradu. 

Co widziałam w Belgradzie? Po odprowadzeniu pasażerów na ich taksówkę, miałam dwie godziny do mojego lotu do domu. Przebrałam się w toalecie i zjadłam batonik zabrany jeszcze z domu.
Szybki skok LOTem i byłam w domu. No prawie, bo jeszcze musiałam poczekać na pociąg podmiejski, którym dojeżdżam do domu.

Później miałam zapalenie ucha i kolejną pauzę w pracy.🙈 Ogólnie do końca maja sporo spraw zdrowotnych się nazbierało.
Trzymajcie kciuki, żeby kolejne miesiące były już zdrowsze.

 P.S. Dalej będzie tu bardzo podróżniczo. 🤩 Przez kolejne tygodnie wpisy pojawiać się będą dwa razy w tygodniu! Zapraszam w środy i niedziele. 


sobota, 31 maja 2025

VVIP, czyli jak czytać ogłoszenia o pracę - cz.III

Dzisiaj kolejny pomocny wpis o tym, jak czytać ogłoszenia o pracę.😀
Część II.
Część I.

Zacznijmy od tego, że tu mamy nazwę rekrutera. Co jest dużym plusem, bo możecie sprawdzić, czy jest to prawdziwa firma. (Pamiętacie ten wpis o scamie?)
VVIP - czyli Very Very Important Person - w Europie rzadko używane sformułowanie. Na Starym Kontynencie przeważnie mamy "tylko" VIP.
Royalty - to rodzina królewska. To kolejna wskazówka, że ogłoszenie dotyczy pracy na Bliskim Wschodzie. W Europie nie ogłasza się prac dla rządów / rodzin królewskich. Nie znajdziecie oferty zatrudnienia w internecie, żeby latać dla króla Wielkiej Brytanii. 
Accommodation and housing allowance - mogę się mylić, ale nie przypominam sobie firmy w Europie, która zapewnia takie bonusy swoim załogom. (Wyłączam tutaj hotele na czas pobytów.)
Czyli aplikując na tę ofertę na początku dostaniecie hotel (luksusowy), a później pieniądze na własne mieszkanie - niekoniecznie w pełni będą one pokrywać koszty.
Co do wymagań, to nie są one zbyt wysokie. W takich firmach uczą Was konkretnego serwisu. Latanie tam jest bliższe linią lotniczym niż private jet.
Polecam na początek kariery i dla młodych, chcących przeżyć przygodę (i dla pieniędzy, bo to jest tax free).

VistaJet - ich ogłoszenie często się pojawia, dlatego postanowiłam je przeanalizować.
Na początek, przed aplikowaniem dobrze jest sprawdzić, do kogo wysyłacie swoje CV. Poszukajcie też opinii o tej firmie. (W nawiasie powiem, nie cieszą się dobrą.)
Tutaj wyraźnie jest zaznaczone, że oferta skierowana jest do osób z Europy lub UK.
Jeśli macie jakiś inny paszport, to niestety nie możecie ubiegać się o zatrudnienie. Musicie też odczekać 12 miesięcy od ostatniej próby.

VistaJet oferuje rotację 17 na 13. Oznacza to, że siedemnaście dni pracujecie, a trzynaście macie wolnego. Jest w ogłoszeniu również zaznaczone: you will proceed from base on day 1, co jest klarowną wiadomością - macie pewność, że nikt Wam nie ruszy tych trzynastu dni.
(Z tego co wiem, mogą Was poprosić o wcześniejsze przybycie lub zostanie dłużej. Te dni są jednak ekstra płatne.)
Preferred base - baza. Firma ma listę miast, z których możecie wybrać Wasze lotnisko wylotowe. To tam, będziecie zaczynać i kończyć pracę. Z moich informacji wynika, że Polski nie ma na liście. Miałam koleżankę, która dla nich pracowała i miała Berlin jako swoją bazę. Mówiła, że często można było się dogadać i prosić o odesłanie do domu- do Warszawy. Ale, nieraz musiała brać nocny pociąg, aby pierwszego dnia być na lotnisku w Berlinie, gdzie oficjalnie zaczynała swoją rotację.
Cabin Management team - nazwijcie mnie "senior mama", ale jak widzę coś takiego, to od razu zapala mi się czerwona lampka w głowie. Ktoś będzie nade mną wisiał i mnie nadzorował. (I z tego co wiem, to Vista, tak jak Emirates lubi raportować.)

Training -Vista jest specyficznym operatorem prywatnych jetów. U nich wszystko jest bardzo zestandaryzowane. Ktoś dla Was zamawia katering, Wy odpowiadacie za zakupy, standardowy serwis i wystrój kabiny. W czasie treningu uczą Was wszystkiego, dlatego jest to dobra okazja dla początkujących.

I znowu prośba, aby nie aplikować ponownie w czasie 12 miesięcy. 
Jeżeli ubiegacie się po raz drugi do tej samej firmy, dobrze jest zmienić swoje CV. Dodać nowe zdjęcie, nowe umiejętności. W czasie rozmowy z pewnością padnie pytanie: "Co zmieniło się od ostatniego razu?"

Ostatnie zdjęcie pokazuje wymagania. Zauważcie, że nie ma wymogu pracy w lotnictwie.😏 Jest tylko wymóg customer service.
Second passport - w Polsce można go uzyskać.

Pytania?
Napisz pod postem, na moim FB lub Insta.
Odpowiem. 😊


niedziela, 25 maja 2025

"Hotelowy zawrót głowy " - recenzje

Jeżeli śledzicie mój profil na Facebooku lub Instagramie, to dzisiejszy wpis możecie pominąć 😉.

Dla tych, którzy jeszcze nie czytali - zapraszam na dwie recenzje mojej ostatniej książki: "Hotelowy zawrót głowy".


I


Tutaj możecie znaleźć link do strony "Sztukater".
Za recenzję bardzo dziękuję.




Link tutaj 

Dziękuję "Kącik z magią" za miłe słowa.

Zapraszam do kontaktu recenzentów, chętnie umieszczę Wasze opinie na swoich mediach społecznościowych.

niedziela, 18 maja 2025

Cessna Citation Jet 525

 Z mojego poprzedniego wpisu mogliście dowiedzieć się, że leciałam na najmniejszym (do tej pory) samolocie.

O innym małych prywatnych jetach, na których pracowałam, możecie poczytać: Falcon 50 i Learjet 60.

Samolot w czasie mojej majowej pracy okazał się miniaturowy.
Niestety cały czas byłam z pasażerami i nie mogłam go dokładnie obfotografować.
Czytam książkę i oglądam instrukcję bezpieczeństwa.

Cessna jest samolotem rodem ze Stanów Zjednoczonych. Ten model jest w produkcji od 1989 roku. Co ciekawe, typ ten może być pilotowany przez jednego pilota! W lotnictwie cywilnym w Europie jest to niedopuszczalne, ale w USA prywatni właściciele często latają w pojedynkę.
Stewardessa jest na pokładzie całkowicie zbędna. 😉 Jest termos z gorącą wodą i szuflada z lodem i zimnymi napojami. Do tego koszyk z batonikami, orzeszkami i czipsami.
Samolot maksymalnie zabiera pięć osób. Cztery mają stoliki, jedna (ja) siedzi twarzą do drzwi.

Dobrze, że za plecami miałam okienko. Mogłam nakręcić kilka filmików ze startu i lądowania.

Taki typ samolotu wykorzystywany jest na krótkich lotach. W nowszych wersjach jest toaleta, w tej nie było. (Albo była "inop" - nie działająca.)

Na tym filmiki z YouTube możecie zobaczyć dokładniej, ile miejsca jest w takim samolocie. Panowie pokazują też "lodówkę" i półkę z przekąskami.

Ciekawa przygoda. Nowy typ samolotu ląduje w CV.
Jednak chętniej polatam na czymś większym. 😉

 


niedziela, 11 maja 2025

Z serii: dziwne loty

Jaki był mój najdziwniejszy lot? Chyba ten z paszportem.
W skrócie (dokładny opis znajdziecie w mojej książce "Opowieści pokładowe") historia przedstawia się następująco:
Bogaty pasażer zapomina swojego paszportu w Stanach Zjednoczonych. Wynajmuje samolot, żeby mu go przywiózł. Lecimy całą noc z jego paszportem z USA do Londynu. 😆
 

W porównaniu z tym, mój ostatni wylot nie był taki dziwny, ale do normalnych też nie należał.
Oceńcie sami.

Zacznijmy od początku. Dostałam telefon od brokera, że potrzebuje stewardessy. Będzie trójka pasażerów, dwa dni pracy i samolot najprawdopodobniej Legacy, ale może coś mniejszego.
Z chęcią się zgodziłam, bo nie miałam nic na ten tydzień. A dwa dni pracy są lepsze niż zero dni pracy.

Takimi ciekawostkami dzielę się z Wami na bieżąco na Instagramie.

Dzień przed, dowiedziałam się, że nie ma kateringu, a lot jest z Wrocławia, i że samolot będzie mały.
Zaczęłam się zastanawiać, po co ja tam będę.
Pytam brokerki - "Żeby mieć pewność, że wszystko idzie gładko. Spotkasz pasażerów w terminalu, zaprowadzisz ich na pokład. Jeśli będzie coś do picia, to im podasz. Opuszczasz samolot razem z nimi."
Jednym słowem, nie jestem na locie stewardessą, a opiekunką dla UM. 😂(Unaccompanied minor)
Tylko, że moi pasażerowie są dorośli.

A i jeszcze dowiedziałam się, że będę leciała tak małym samolotem. 😊

To był najmniejszy samolot, jakim przyszło mi lecieć. I stewardessa nie jest na nim potrzebna.

Co w takim razie robiłam przez te dwa dni?

Omawiała z handlingiem i pilotami lot - czas trwania, godzinę startu. Broker chciał też dokładnie wiedzieć, kiedy załoga się zjawiła i kiedy tankują. I co robili pasażerowie.
Witałam i żegnałam pasażerów w terminalu.
Zaproponowałam im napoje (tylko puszki i plastikowe kubki na pokładzie) oraz przekąski (w paczkach, bo talerzy oczywiście nie było).
I dwa razy przeleciałam się maleńką Cessną 525.
Jednym słowem: byłam bardziej koordynatorką lotu, niż stewardessą.
Ciekawe doświadczenie, ale wolę latać, jako załoga. 😏

niedziela, 4 maja 2025

Papiery, papiery, papiery - cz. II

Pierwsze czynności znajdziecie opisane tutaj. 

 Ważne jest to, aby wszystkie rachunki fotografować i opisywać na bieżąco. Szczególnie istotne jest to, gdy lata się na kilku samolotach i/lub dla kilku firm.
Staram się zawsze wieczorami uzupełniać dokumentację i robić zdjęcia paragonów. 
Jeżeli zgubicie jakiś świstek, to teoretycznie możecie być obciążeni tą kwotą. Teoretycznie, bo po drugiej stronie, też są ludzie i rozumieją takie sytuacje. Zostaniecie poproszeni o dostarczenie duplikatu faktury. 😉
Kiedyś walczyłam z firmą kateringową przez ponad miesiąc. Wysyłałam maile, dzwoniłam, prosiłam, żeby wysłali mi rachunek. W końcu się udało, ale co przeżyłam, to moje.

Wieczorami też zawsze w kalendarzu piszę gdzie tego dnia latałam, co wydałam (służbowe wydatki) i gdzie śpię. Pomaga to w późniejszym rozliczeniu dniówek, diet i odpowiedzeniu na wszelkie pytania.
Załogi na stałych etatach w dużych firmach przeważnie mają grafiki w lotniczych aplikacjach. (Nie dotyczy to operacji, gdzie jest jeden samolot z właścicielem)
Ja jako freelancer nie zawsze mam do nich dostęp, często dostaję go czasowo, a zdarza się, że i wcale.

Pamiętajcie, żeby nie tylko składać reklamacje. Jeżeli dostaniecie piękny katering, to warto im wysłać maila ze słowami uznania i podziękowaniem. Wszyscy lubimy być chwaleni.

Jak piszę służbowe maile?
W tytule zawsze umieszczam rejestrację samolotu. Ułatwia to życie mnie (mam foldery założone w skrzynce mailowej) oraz firmie, do której piszę. Dalej wpisuję kod lotniska i datę, a po ukośniku sprawę, w jakiej się zwracam.
Przykład: SP-TER, WAW, 30.04.25 / pranie
Przeważnie piszę po angielsku (bo z Polski latam bardzo mało). Pamiętajcie też, że w Stanach daty są przestawione.
W mailu zawsze trzeba być oficjalnym i profesjonalnym, nawet gdy, sytuacja jest napięta. Zawsze też podpisuję się imieniem i nazwiskiem i podaję numer telefonu z kodem.

W czasie lotu w wolnej chwili zapisuję, co zużyłam, czego brakuje i wszelkie uwagi odnośnie lotu. Po skończonym rejsie robię na tej podstawie przekazanie, listę zakupów, listę prania i talerzy oddanych do mycia (nie wszystkie firmy tego wymagają), listę dla mechaników (jeżeli coś nie działa) oraz raport z lotu.
Nie idę spać, dopóki nie wyślę raportu z lotu. Często piszę go (a raczej wklejam notatki) z taksówki jadącej do hotelu.
I nie ma znaczenia, że lot trwał 12 godzin. Praca stewardessy na prywatnym jecie nie kończy się wraz z opuszczeniem samolotu.

A jeśli jest kolejny lot? To jeszcze biorę się za przygotowanie kateringu - też przeważnie w taksówce.😁

Przed końcem rotacji piszę "handover" dla nowej dziewczyny wraz z listą ewentualnych zakupów. Chociaż w dobrym tonie jest, zrobić je samemu przed wylotem do domu.
Czekając na lot do domu (lub na pociąg, bo zdarzyło mi się wracać z pracy i tak) przygotowuję fakturę za swoje usługi. Prowadzę własną działalność i po każdej pracy, muszę wystawić rachunek. Czasami są to dwa - dniówki i osobno diety.
(Najgorzej, latać dla firmy z Niemiec lub Austrii, tam diety zależą od kraju, w którym się nocowało. I trzeba samemu podać należne kwoty.)

Jeśli podobał Ci się dzisiejszy wpis, daj znać w komentarzu!


niedziela, 27 kwietnia 2025

Papiery, papiery, papiery - cz I.

Będąc stewardessę od 20 lat (!) przyzwyczaiłam się do jednego.... do papierologii. 😆 A raczej do wypełniania formularzy online i wypisywania niezliczonej ilości maili.
(Chociaż w ostatniej firmie, w której miałam stały kontrakt, nadal wypełnialiśmy wersję papierową wszystkiego!)

Biurokracja jest to mało utożsamiana z lataniem część mojej pracy, a jednak istnieje.

Po otrzymaniu kateringu warto zrobić zdjęcie wszelkich produktów, które nie spełniają oczekiwań. Następnie mailowo (lub w formularzu) opisać, co nam się nie spodobało i załączyć zdjęcie. 
Powyżej - sok pomarańczowy, który dostarczono mi z zamówieniem. Do świeżego soku mu daleko. Musiałam go reklamować i domagać się zwrotu.

Od początku: przed przejęciem samolotu piszę do poprzedniej dziewczyny (nigdy jeszcze nie zmieniałam chłopaka) z prośbą o "handover" i wszystkie informacje, które mogą okazać się przydatne. Jeśli jest to samolot z właścicielem lub stałymi pasażerami to proszę też o "pax profile".
 
(Taka historyjka, kiedyś miała lecieć na samolocie, gdzie właściciel był koneserem win. Dostałam listę 20 win, którą miałam opanować, łącznie z parowaniem z jedzeniem i rocznikami.)
 
Kolejnym krokiem jest wysłanie wiadomości na WhatsApp do pilotów. Ciekawostka - są jeszcze tacy, którzy nie mają tego komunikatora i trzeba do nich pisać maile. 😕
W krótkiej wiadomości przedstawiam się i informuję, kiedy zjawię się w hotelu / w samolocie. 
Jeśli mamy zaplanowane loty, to od razu pytam swoją załogę, co by chcieli jeść.
Skąd mam dane adresowe załogi? Z firmy. Od tego w sumie powinnam zacząć, piszę do firmy, która mnie zatrudnia, żeby przysłali mi dane pilotów i ich stałej stewardessy. 

Drugim krokiem jest otrzymanie wspomnianego "handoveru", zaplanowanie zakupów (w przekazaniu powinno być wpisane, co mam kupić) oraz zamówienie kateringu (jeżeli mamy już sprzedany lot).

Procedura zamawiania jedzenia na pokład różni się od jednej firmy do drugiej. W marcu musiałam przed każdym lotem przedstawiać propozycję dwóch menu i otrzymywać zgodzę firmy, na jedno zamówienie.
Większość firm ma określony budżet na lot. Trzeba się w nim zmieścić. Takie limity nie mają zastosowania w przypadku lotów z właścicielem.
Dobrze jest też, gdy przed lotem mam jakieś wskazówki od firmy, co by pasażerowie chcieli jeść i ewentualne diety/ alergie.

Czyli wysyłam maila do firmy kateringowej z prośbą o wycenę i potwierdzam swoje zamówienie, dopiero gdy, mam pewność, że lot się odbędzie i gdy nie przekraczam limitu.
Walka z kateringiem tu się jeszcze nie kończy. Trzeba zawsze wszystko dokładnie sprawdzić. Firmy, szczególnie te spoza Europy, lubią robić "błędy". Kiedyś na Malediwach policzono mi za każdą bułkę 20 euro zamiast 2. "Pomyłka" wyszła na jaw przy płatności (kartą przy odbiorze zamówienie). Coś mi się nie zgadzało z ceną...

Część druga za tydzień.

sobota, 19 kwietnia 2025

Bogatego Zajączka

 Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Wam Bogatego Zajączka 😁.
(Zdjęcie podglądowe owego gryzonia, co by Was dziś odwiedził.)