niedziela, 21 grudnia 2025

Grudzień '25 - w pracy.

I tak oto dotrwaliśmy do ostatniego miesiąca 2025 roku. Zaczął się on z przytupem! Już pierwszego grudnia leciałam ze Swissem do Zurychu. (Dalej wsiadłam w pociąg i jeszcze jeden pociąg i autobus....)

Dostałam czekoladkę i wodę. Za kawę musiałam zapłacić 4 franki i była ona bardzo słaba.
Jak zawsze, książka leci ze mną. Jeżeli lubicie czytać wspomnienia związane z Afryką, to serdecznie polecam Wam "Gdzie krokodyl zjada słońce".

Dyżur w Bazylei, bo chyba jeszcze nie wspominałam o tym, że znowu tu trafiłam, rozpoczęłam od dwóch dni na miejscu. 

O klimacie świątecznym w tym mieście możecie przeczytać w tym wpisie. 

2 grudnia po tym, jak wróciłam do hotelu ze świątecznego spaceru, zadzwoniła firma i poprosiła mnie o zrobienie zakupów na lot. Okazało się, że kolejnego dnia wylatujemy! Świetnie!

Okazało się jednak, że nie są to nasze standardowe zakupy.
Miałam kupić 4 pary kapci, 2 damskie pidżamy (S i M), 2 męskie (L i XL), szlafrok damski (S), szlafrok męski (XL), 4 pary skarpet i dwie butelki Dom Perignon rocznik 2015. 
Hmm. Był jeden problem: była godzina 17, ja byłam w hotelu przy lotnisku. Sklepy w Bazylei są do godziny 18:30 (tylko supermarkety są dłużej otwarte) i znajdują się w centrum.
Urządziłam bieg przez siedem różnych sklepów i kupiłam wszystko oprócz pidżamy XL, bo nigdzie tak dużej nie było. Wzięłam L i modliłam się, żeby pasażer się w nią zmieścił. (I się udało. 😀)

Oprócz tych dodatkowych zakupów jeszcze zrobiłam standardowe w pobliskim supermarkecie i padłam na noc w hotelu.
A tu już w mundurze wychodzę do pracy. Storczyk tradycyjnie w ręce. W torbie szampany, nie chciałam zostawić ich w recepcji z resztą zakupów, bo jeden kosztuje 240 franków.


Załadowałam Falcona 8x po brzegi i zabrałam się do przygotowywania łóżka. 

3 grudnia wykonałam dwa loty. Wpierw krótki po pasażerów i dalej nocny na Bahamy. 

O tym cudownym pobycie możecie poczytać w poprzednim wpisie.

Nie wiem dlaczego, ale prawie zawsze te super fajne pobyty są krótkie. 😁

4 grudnia już wylatywaliśmy z tych pięknych wysp. I zobaczcie tylko jakie widoki!

Dokąd polecieliśmy? Zrobiłam krótki lot na pusto do Miami. W czasie tego rejsu posprzątałam cały pokład. Poprzedniej nocy zostałam poproszona przez kapitana, żeby wyrzucić jedzenie, ale nie sprzątać. Wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni i chcieliśmy udać się jak najszybciej do hotelu. Nie lubię tak zostawiać samolotu, bo miałam już nieprzyjemności z tym związane. (Jak chcecie, to Wam kiedyś opowiem.) Tym razem jednak kapitan brał to na siebie.
A więc pusty lot = sprzątanie i przygotowywanie nowych łóżek, bo znowu czekała mnie nocka. I tym razem były to łóżka w liczbie mnogiej.

Zaraz po przylocie do Miami udałam się do supermarketu na zakupy. Jeżeli przylatujecie do Stanów, to musicie wyrzucić wszelkie świeże produkty z pokładu. Niestety, mój piękny storczyk podzielił ten los.
Przytachałam wszystkie produkty do pokoju. Upchałam w lodówkę i na tym ten dzień się dla mnie skończył. 😆

W Miami hotel mieliśmy w mało ciekawej okolicy. Trochę sklepów i autostrada w okół nas. Z mojego Instagrama (o takiej samej nazwie jak ten blog) wiecie, że obkupiłam się też sama. 

5 grudnia próbowałam spać przed kolejnym nocnym lotem, ale niestety bezskutecznie. Odhaczyłam więc siłownię. 

Wylecieliśmy ze Stanów wieczorem. Po ośmiu godzinach byliśmy w Europie. Zostawiliśmy pasażerów i znowu na pusto (okazja do posprzątania samolotu po nocnym rejsie) polecieliśmy do Bazylei.

6 grudnia byłam tak wcześnie w pensjonacie (mój standardowy hotel był pełen), że musiałam dopłacić do wczesnego zameldowania - 25 euro, ale dopiszę to do rachunku firmy. 😉
I tak, to jest widok z mojego okna. 
Dobrze się złożyło, że byłam padnięta po nieprzespanej nocy. Szybki prysznic i długa drzemka. Później popołudnie/ wieczór z książką i YouTubem. I wczesna noc.

7 grudnia rano wracałam do domu. Wpierw taksówką na dworzec, później dwa pociągi, samolot, pociąg i samochód. Dotarłam do domu przed 16. 😐A niby byłam tuż obok.

Trzeba przyznać - w Szwajcarii mają czyste i punktualne pociągi. 

I tak minęła mi ta rotacja. Była piękna! 😍


Z okazji zbliżających się Świąt, życzę Wam samych wspaniałych lotów!


P.S. Za tydzień zapraszam na wpis z Gambii!

niedziela, 14 grudnia 2025

16 godzin na Bahamach

Po szalonym pędzie za zakupami, który zafundowała mi firma (więcej za tydzień) i po długim nocnym locie dotarliśmy do Nassau na Bahamach!
Nie, nie była to moja pierwsza wizyta na tych rajskich wyspach, ale od ostatniej minęło osiem lat. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że jeszcze tu wrócę. Miejsce jest piękne, ale jak skomentowała moją relację na Instagramie (@zżyciastewardessywzięte) znajoma: "To jest w huk daleko". 

W hotelu byliśmy po godzinie 22 czasu lokalnego (czyli o 3 rano czasu polskiego). Wzięłam szybki prysznic i padłam.
A rano, gdy odsunęłam zasłony, ukazał mi się taki widok.


Mój pokój miał balkon. Pijąc rano kawę podziwiałam domki po drugiej stronie kanału. To był cudowny poranek.

Od czego zależy dokąd latam? Głównie od firmy i samolotów jakimi operują. Ostatnie lata latam głównie po Europie, czasami wpada Dubaj. Z innych egotycznych miejsc w tym roku byłam w Taszkiencie. Bardzo rzadko zdarzają się loty za Ocean. A były lata (tak jak np. 2017), gdy latałam właśnie na Bahamy.
Niestety, nie mogę sobie wybrać, gdzie chcę lecieć. Wiem, że wiele osób myśli, że mam ogromny wybór zleceń, ale wierzcie mi, tak nie jest. 

Firma zakwaterowała nas w resorcie Sandyport Beach Resort. Ja byłam zachwycona, miałam niesamowity apartament. Moi piloci dostali małe klitki. Nie wiem, jak pokoje były rozdzielane, ale warto być miłym dla osób pracujących na recepcji. (A nie warczeć na nich, jak to zrobił mój kapitan.)
Resort miał dostęp do plaży (na Bahamach są one publiczne).


Hotel miał też basen, ale jak jest ocean, to kto będzie się w brudnej wodzie pluskał? I ta roślinność. I to słońce.😍


Wspominałam już o palmach?

Jako wytrawna stewardessa mam zawsze w walizce podstawowy zestaw plażowy. Bikini, klapki, UV50 i okulary przeciwsłoneczne nie opuszczają mojego bagażu. Nigdy niewiadomo, gdzie się wyląduje.

Miałam na tę radość niecałe trzy godziny. Spędziłam je dryfując w ciepłej wodzie i wylegując się na leżaku.


Błękity i biele.

Niestety, to był bardzo krótki pobyt. Wspomniane w tytule 16 godzin obejmowało noc. Czyli miałam w sumie jakieś 5 godzin, aby cieszyć się słońcem i tym pięknym miejscem.

Hotel był już w świątecznym klimacie, co wygląda surrealistycznie w taką pogodę. 
(Po więcej bożonarodzeniowego klimatu zajrzyjcie na poprzedni wpis.)

-"I co? Jak podobał ci się ten wylot?" - spytał się kapitan po naszym powrocie do Europy.
-"Wspaniale" 
-"Serio?" - zdziwił się. -"I te nocne lot?!"
-"Ale byłam na Bahamach. Wykąpałam się w oceanie! Wygrzałam w słońcu! Wiesz, kiedy ja ostatnio byłam z pracą tak daleko? A później jeszcze zrobiłam zakupy w Miami."
-"Hmm. Dziwna jesteś" - podsumował. 

P.S. Moi piloci byli wiekowi. Na plażę nie poszli. W Miami nie ruszyli się z hotelu. Oni lubią krótkie europejskie loty, po których wracają do domu.  
Kiedy ja dojdę do tego momentu w życiu, to uroczyście ogłaszam, że zrezygnuję z latania.

P.S. Za tydzień zapraszam na podsumowanie grudnia '25 w pracy. 


niedziela, 7 grudnia 2025

Bazylea w świątecznej odsłonie.

Po nielotnym listopadzie przyszedł czas na grudzień. Już pierwszego dnia ostatniego miesiąca roku pańskiego 2025😉 ruszyłam do pracy.
Gdzie? Zapytacie. 
Do Bazylei!

W tym roku w hotelu pojawiły się nowe dekoracje i nowi ludzie. 
Ale już następnego dnia spotkałam starych znajomych z restauracji i recepcji. 😀

W dzisiejszym blogu pokażę Wam jak wygląda miasto w świątecznej odsłonie. 

Muzeum zabawek jak co roku jest pięknie ozdobione.
I to nie tylko parter, ale cały budynek oplatają girlandy.


Rok rocznie witryny muzeum mają inny temat przewodni. Te  sprzed trzech lat możecie zobaczyć tutaj.

I tak, od trzech lat bywam w Bazylei. Ostatnio, jak wspominałam, dużo rzadziej, ale bywały lata, że spędzałam tutaj baaaaardzo dużo czasu.

Przy Muzeum Historycznym co roku staje taka ruchoma szopka. Wieczorem jest podświetlana
Na tym samym placu rozkłada się jeden z dwóch jarmarków świątecznych.

Nie wiem, czy udało się Wam zajrzeć w tym roku już na jakiś jarmark świąteczny, czy jeszcze nie. Zwyczajowo jest tam drogo (przynajmniej ja mam takie doświadczenie), a w Szwajcarii jest super drogo. 😉

Ozdoby dachów straganów.


Ładne tu rzeczy mają. Pooglądałam. Pochodziłam. I poszłam dalej.


Podoba mi się, że mają dużo rękodzieła. I jeszcze więcej jedzenia. Kilka lat temu spędzałiłam tutaj sporo czasu z pilotem. I mogę Wam zdradzić, że jarmarki są lepsze w towarzystwie.


Sklepy też wystawiły ozdoby.


Niektóre dosłownie wystawiły na zewnątrz.


Przepiękny dziedziniec ratusza i przepiękna choinka.


A przed ratuszem ogromna druga. Bo kto bogatemu zabroni?


Tu też poszli na całość.


Po tylu latach nadal odkrywam nowe zakamarki miasta.  Nie przypominam sobie, żebym tutaj była. A może ten wystrój mnie zmylił?


Sklepy z ozdobami świątecznymi przeżywają teraz oblężenie. Ten jest całoroczny!

Drugiego dnia odwiedziłam kolejny jarmark. Ten położony jest przy katedrze. Znajdziecie na nim więcej atrakcji dla dzieci. Tutaj też pochodziłam i pooglądałam i nic nie kupiłam.🤷‍♀️

A nad głowami gwiazdy.


I grube amorki.


Co by tu kupić? Może coś w narodowych barwach?


Tutaj dostałam oczopląsów. Tyle tu wszystkiego pięknego. I aż żałuję, że mam w domu ozdób do końca mojego i pewnie kogoś innego życia.


Ale na przykład chrząszcza na choinkę nie posiadam. 😉

I jak Wam się podoba taki klimat?

Za tydzień zapraszam na bloga po zupełnie inny. Lecimy na szesnaście godzin na Bahamy! 


niedziela, 30 listopada 2025

"Cała prawda o lataniu. Stewardesy w rozmowie z Krzysztofem Pyzią."

 W poprzednim wpisie wyjaśniłam Wam, jak wygląda obecnie moja sytuacja w pracy. 
Dlatego, mam dużo czasu na czytanie. 😉 (P.S. Wszystkie przedstawione poniżej opinie są moje - bo ktoś mi ostatnio na Insta zarzucał, że zjechałam książkę.)

Postanowiłam zapoznać się z książkami o stewardesach dostępnymi na polskim rynku. Nie będę ukrywać, że większość książek kupuję z drugiej ręki. W ten sposób zdobyłam i tę. Na portalach sprzedażowych można ją znaleźć poniżej 10zł (plus koszty przesyłki).

"Cała prawda o lataniu. Stewardesy w rozmowie z Krzysztofem Pyzią."
Zacznę może od plusów:

Książka jest bardzo ładnie wydana. Widać, że nie drukowano jej oszczędnie. Wręcz, moim zdaniem, można by trochę zmniejszyć czcionkę i pominąć powtarzanie tytułów i podtytułów rozdziałów. Książka byłaby przez to tańsza. 😇


Zaczynamy od wstęp od tego, że jest to zawód elitarny oraz prestiżowy. Z czym (ponownie, w tej recenzji są tylko moje opinie) nie do końca się zgadzam. Moim zdaniem, te czasy prestiżu minęły bezpowrotnie.

Drugi plus to fakt, że macie wszystko zebrane w jednym miejscu. Jest to dobra pozycja dla osób, które interesują się zawodem, nic o nim nie wiedzą i nie chce im się szukać. 

Jeśli znacie te zawód albo umiecie googlować / chatgpt używać, to wszystkie lub prawie wszystkie  informacje i historie sobie znajdziecie online. 
Dodatkowo, część informacji jest przestarzałych, a część....no hmmm podkolorowanych...

Jak widać, wydawca nie żałował papieru. Rozdział zaczyna się od połowy strony.
Historia zawodu - faktycznie bardzo krótka.

Mam wrażenie, że w paru miejscach autor, tam gdzie rozmowy są z anonimowymi stewardesami, trochę pofantazjował. Z drugiej strony, nie znam wszystkich linii lotniczych na świecie i nie wiem, co się u nich dzieje na pokładzie.

A skąd autor wziął taką ciekawostkę? 😕 Pierwszy raz słyszę, że juniorki mają dłuższe spódnice. Ktoś coś wie?
Tutaj też sytuacja wydaje mi się mało prawdopodobna. Napełnienie kamizelki nie jest łatwe i tanie.
Nawet na treningach często dostaje się takie już użyte i dmuch się je samemu. Zazwyczaj tylko instruktor ma jedną sprawną, żeby zaprezentować jaki to jest hałas, gdy się napełnia.

Jak sam tytuł sugeruj, są to rozmowy. Kilka dziewczyn jest wymienionych z imienia i nazwiska, inne chciały pozostać anonimowe. I w przypadku tych drugich, odniosłam wrażenie, że sytuacje są dziwne, mało prawdopodobne.
Co do osób wymienionych z nazwiska, to wiem, że te stewardesy istnieją i akurat one dzielą się takimi historiami, w które jestem skłonna uwierzyć.


Macie inne odczucia? Czytaliście "Całą prawdę o lataniu?" Napiszcie w komentarzu tutaj, na Insta lub FB. Chętnie poznam Wasze opinie.

Rozmowy zapisane w książce, żeby miały sens muszą być ponadczasowe i coś wnosić. Takie jak te tutaj, bardziej nadają się do magazynu, czy na stronę internetową.
 Nie wiedzę sensu publikowania tego typu książek.


Tutaj rozmowa z Martą Bil. Nie zgadzam się, że szkoły dla cabin crew są użyteczne, ale dziewczyna mądrze się wypowiada na wiele tematów.


Z tego co wiem, to latała w Emirates i dzieli się z czytelnikami zaobserwowanymi różnicami kulturowymi. Z częścią obserwacji się zgadam, z częścią nie, ale jest to ciekawy i autentyczny fragment książki. Widać, że latała i ma co opowiadać.


Kolejna prawdziwa stewardesa, to Marta Biała, która również ciekawie opowiada o naszej podniebnej karierze. Dodatkowo mówi, jako osoba pracująca w rekrutacji, jak przejść rozmowę o pracę, na jakie osoby trafia. Zwraca uwagę na błędy w CV, wygląd, zadania grupowe. 
Czy więcej znajdziesz w internecie? Pewnie tak. 

Można mi zarzucić, że moja pierwsza książka "Etat w chmurach" też już jest przestarzała i się z tym zgadzam. Chciałam tylko zaznaczyć, że ukazała się ona ponad 10 lat temu, gdy w Internecie nie było jeszcze tak wiele dostępnych informacji o lataniu na Bliskim Wschodzie. Pisanie teraz pozycji o lataniu musi wnosić coś niedostępnego online. 😆

O technikach sprzedażowych. Rozmowa z anonimową stewardesą. I do tych właśnie fragmentów mogę się przyczepić.


Bardzo krótko latałam na czarterach, więc temat sprzedaży jest mi mało znany. Nie wydaje mi się jednak, żeby można ubierać biżuterię z wózka duty free i tak ją reklamować. Podgrzewanie jedzenia przed startem, żeby pachniało? Latanie po pokładzie przed boardingiem z kubkiem kawy, żeby paxy ją kupowali? No nie wiem. Mam wątpliwości.
A tu rozmówczyni jest anonimowa, więc nie mam jak tego z nią skonfrontować.

Podoba mi się rozmowa z dziewczyną, która latała w Arabii Saudyjskiej dla rodziny królewskiej. (Z tego co wiem, obecnie pracuje w Europie.) Mam dwie znajome, które tam latały i ich opowieści się pokrywają.

Jeżeli ktoś z Was jest zainteresowany lataniem dla VIP to znajdzie w tym rozdziale sporo informacji.
(A jeszcze więcej na moim blogu, wystarczy wpisać w okienko wyszukiwania "praca".)

Na końcu książki znajduje się słowniczek lotniczy i alfabet. 

Podsumowując. Jeżeli nie macie pojęcia o lataniu i lubicie czytać wywiady, to ta lektura przypadnie Wam do gustu. Nie jest to jednak książka wysokich lotów, odkrywcza, czy językowo powalająca. Dobrze się czyta, wszystko jest zebrane w jednym miejscu. Niewiele utkwiło mi w pamięci. 
Jest ładnie wydana.