Jak możecie się domyśleć, byłam akurat w
Nicei. Spędzałam leniwy dzień w hotelu, kiedy kolega dostał informację, że jest
"mocna opcja" na lot do
Londynu i od razu powrót. Jednym słowem nic ciekawego, ale psuło nam to trochę plany na wieczór. Co zrobić, taka praca.
I tak czekaliśmy kilka godzin i nic z tego nie wyszło. Kiedy już zaczęłam się zbierać do wyjścia na spacer, na naszym grupowym czacie pokazała się wiadomość, że jest inna opcja. I że mamy być gotowi ASAP (czyli jak najszybciej). Zapytałam się, czy coś więcej wiadomo, kapitan powiedział, że nie jest to potwierdzony lot, ale spotkajmy się spakowani w recepcji, bo wszystko jest już załatwione i firma czekała tylko na podpisanie kontraktu.
Po dwudziestu minutach byliśmy już wszyscy na dole. Głodni i wkurzeni, ale taka praca 😆 Ja w pełnym mundurze, na obcasach i w makijażu - lata praktyki.
Pracownik hotelu chciał nas wymeldować, jednak piloci powiedzieli, że nie, bo może zaraz będziemy wracać do naszych pokoi. Recepcjonista wydawał się zaskoczony i popatrzył na nas jakbyśmy się z księżyca urwali. Trzy umundurowane osoby w pełni spakowane, przyszły sobie posiedzieć w lobby....
Posiedzieliśmy kolejne dwadzieścia minut na fotelach w recepcji, gdy przyszła wiadomość, że mamy jak najprędzej udać się na lotnisko i lecimy do
Paryża.
Miałam mieć na pokładzie dwójkę pasażerów z Kazachstanu, a start miał być za niecałą godzinę.
-"Co ja im dam jeść?" - zaczęłam się zastanawiać na głos.
-"Niech oni się cieszą, że w ogóle lecą" - powiedział pilot.
-"Najwyżej zrobię im kawę i herbatę z ciasteczkami" - wzruszyłam ramionami, bo co innego można teraz zrobić?
Podjechaliśmy pod prywatny terminal w Nicei. Wysiadając rzuciłam jeszcze okiem na służbowe maile.
"
Teresa, głupio mi to nawet pisać, ale pasażerowie chcą pełny posiłek. Bez wieprzowiny. Jak nie dasz rady, to poinformuję brokera." I podpis z naszego Działu Sprzedaży.
-"Nie wierzę!" - zawołałam.
-"?"- spojrzeli na mnie piloci.
-"Oni chcą kolację! Dzwonię do cateringu" - poinformowałam ich tylko krótko.
Firma cateringowa pogrzebała moje nadzieje: "Jedzenie za 40 minut? W niedzielę wieczór? Nie możliwe"
-"Daj kartę kredytową" - powiedziałam do pilota i wyciągnęłam rękę.
-"Co zmierzasz zrobić?"- spytał zaskoczony, ale kartę dał.
-"Biegnę na główny terminal, coś tam kupię" - i już mnie nie było.
-"Masz 15 minut, później jedziemy na samolot" - usłyszałam za plecami.
No to bieg. Jeżeli któraś z Was nie umie biegać na obcasach, to radzę zacząć ćwiczyć - jak widać przydaje się to w tej pracy. 😂
Wpadam do jedynej otwartej restauracji, a raczej do baru samoobsługowego i biorę wszystko co im zostało bez wieprzowiny. Dużego wyboru nie było, ale na godzinny lot z dwójką pasażerów powinno wystarczyć. Piszę krótką wiadomość do Działu Sprzedaży, że coś tam mam. Zaraz przychodzi odpowiedź, że zasłużyłam na medal. 😁
I pędem powrót do prywatnego terminalu. Tracę trochę czasu, bo nikt mi nie chcę bramy otworzyć, ale w końcu wpadam do "briefing room'u". Dumna i spocona.
-"I co załatwiłaś coś?"- pyta rozbawiony kapitan nie podnosząc oczu znad komputera.
-"Tak" - oddaję mu kartę i rachunek na niecałe 50 euro.
Teraz obaj patrzą na mnie z niedowierzaniem, ale nie ma czasu na wyjaśnianie - już musimy jechać do samolotu.
Tam przygotowuję poczęstunek, chłopaki odpalają APU, po czym jeden z nich wraca do terminalu przywitać pasażerów, którzy właśnie przyjechali.
-"Teresa" - słyszę już śmiech w głosie pozostałego kapitana -"masz trzech pasażerów, nie dwóch."
-"K...a"- klnę na cały głos, ale teraz już nic nie mogę zrobić.
Jak wygląda serwis dla trzech pasażerów za 50 euro, nie chcecie wiedzieć. Ochroniarz głównego podróżnego była zadowolony i z radością masował się po brzuchu. Towarzyszka podróży milionera była nieszczęśliwa, bo na pokładzie nie było migdałowego mleka. No cóż, życie jest ciężkie.
Po locie pożegnaliśmy się, posprzątałam samolot i pojechaliśmy do hotelu.
Na drugi dzień przy śniadaniu pilot pokazuje mi wiadomość od Działu Sprzedaży. Okazuje się, że zaraz po opuszczeniu lotniska, samochód naszych pasażerów został zatrzymany i z bagażnika skradziono im walizkę.
-"Co?"- pytam, bo chyba nie wszystko do mnie dociera.
-"Dokładnie. To nawet nie była taka porządna walizka, jakie mają bogate osoby. Zwykła materiałowa, obszarpana, ale jaka ciężka..... Ja ją ledwie podniosłem. Tam nie było ubrań" - wyjaśnił mi kolega.
-"Ktoś wiedział, co tam będzie. Lot też w ostatniej chwili. Dodatkowy pasażer - ochroniarz. Coś tu śmierdzi...."- myślę na głos, a chłopaki mi przytakują.
|
foto:internet |