W lipcu '25 dużo się u mnie w pracy działo. Wyjątkowo dużo latałam, a sierpień? No cóż... nie mogę narzekać, bo zapłacili mi za 14 dni, ale....
![]() |
Zaczęłam od przebazowania się do Bazylei. Muszę powiedzieć, że po prawie rocznej nieobecności stęskniłam się za tym miastem. P.S. Na zdjęciu z mojego Instagrama jest błąd. Nie ma już bezpośredniego pociągu Zurych - Bazylea. Musiałam się przesiadać. |
Firma, dla której w poprzednich latach bardzo często latałam, poprosiła mnie, abym przyleciała na trzy dni. Miałam zapoznać się z nowym samolotem i zastąpić ich stewardessę na jednym locie.
Spakowałam się w podręczną walizkę i ruszyłam do Szwajcarii.
Od razu po przylocie zameldowałam mojej koleżance, że jestem i pojechałyśmy do hangaru oglądać samolot (o tym samolocie przeczytacie więcej w następnym wpisie). Później jeszcze zrobiłyśmy duże zakupy i wypiłyśmy kawę.
Następnego dnia rano udałam się po jeszcze więcej sprawunków i spakowałam wszystko.
Z doświadczenia wiem, że nie zawsze się wraca, tam gdzie ma się wrócić. Lepiej nie zostawiać walizki w hotelu, nawet jeżeli, jest lot z powrotem do tego samego miejsca. Lotnictwo (a szczególnie to prywatne) jest nieprzewidywalne. Jeśli zostawicie rzeczy w jednym hotelu, a loty ulegną zmianie, to wierzcie mi, firma nie będzie zachwycona tym, że muszą Was odesłać przez poprzednią miejscówkę, bo nie macie swoich rzeczy.
![]() |
Ubrałam się w nową bluzkę i zrobiłam trzy loty na tym przepięknym samolocie. |
Dzień był bardzo prosty. Trzy odcinki, dwa puste i jeden z pasażerką i jej śmiesznym psem.
![]() |
"Welcome table", czyli poczęstunek powitalny. Zaproponowałam też świeżo wyciskany sok pomarańczowy i zrobioną na miejscu lemoniadę. Ta druga okazała się wielkim hitem. Pasażerka wypiła dwie szklanki i bardzo ją pochwaliła. |
A później? Przespałam jeszcze jedną noc w hotelu w Bazylei - udało się nam wrócić. Kolejnego dnia zjadłam bardzo wczesne śniadanie i odbyła podróż powrotną, tą samą drogę, co jest opisana na pierwszym zdjęciu.
Z mojego sierpniowego dyżuru zostało mi jeszcze jedenaście dni. Wysłałam maila do firmy z zapytaniem, co dalej. I dostałam wiadomość, że mam siedzieć w domu i czekać...
![]() |
Zrobiłam porządki w kilku miejscach w domu, byłam na kilku treningach, spotkałam się dwa razy ze znajomymi i przerobiłam 40kg pomidorów na sok. I to wszystko będąc w pracy. 😉 I stworzyłam sobie Bullet Journal na przyszły rok. |
Jak to jest z tymi dyżurami? Rzadko się zdarza, przynajmniej w moim przypadku, żeby firma trzymała mnie na domowym dyżurze. Przeważnie siedzę na standby w mieście, gdzie znajduje się samolot.
Pamiętam, że w domu dyżurowałam w grudniu '23 roku. Ale było to na samolot znajdujący się w Warszawie.
Tym razem, było inaczej. Ja byłam w Warszawie (w sumie w wiosce pod), a samolot w hangarze w Bazylei. I wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że ja lubię latać. 😆
P.S. wracam do blogowania raz w tygodniu. Zapraszam do odwiedzin w niedzielę.
Ja to bym chętnie posiedziała w domu, żeby ktoś mi płacił.
OdpowiedzUsuń