niedziela, 9 listopada 2025

Korea Południowa - praktycznie

Tradycyjnie już, na koniec wpisów z wyprawy, powstaje post o stronie praktycznej danej podróży.

Przelot
O locie do Seulu znajdziecie osobny wpis - tutaj. Koszt biletu z bagażem podręcznym to 3700pln. 
Na lotnisku w Seulu musicie wypełnić kartę wjazdową (można też zrobić to online). Polacy nie potrzebują wizy.
Dzięki temu, że nie mieliśmy bagażu rejestrowanego, mogliśmy szybciej przenieść się na dworzec kolejowy, który połączony jest z lotniskiem. Lotnisko w Seulu jest ogromne. (Tak dokładniej to są dwa lotniska: Icheaon - międzynarodowe i Gimpo, które obsługuje głównie loty krajowe.) Ale droga do pociągu jest bardzo dobrze oznaczona. Zwróćcie tylko uwagę, czy jedziecie pociągiem ekspresowym do Seoul Station, czy takim co się zatrzymuje. Ten drugi jest odrobinę tańszy, ale zajmuje więcej czasu. Jakieś 20 minut dłużej, więc jak Wam się nie spieszy, to możecie zaoszczędzić. 

P.S. Seoul Station też jest ogromna. Jeśli planujecie się na niej przesiadać (np. na metro), to weźcie to pod uwagę. W drodze powrotnej prawie spóźniliśmy się na pociąg na lotnisko. 

Trasa 
Planując ten wyjazd rozważałam przelot na wyspę Jeju. Niestety, z powodu święta Chuseok wszystkie bilety były wyprzedane. Postawiłam więc na Busan i Seul. Idealnie byłoby wpierw wypocząć kilka dni w stolicy, a później na spokojnie udać się do nadmorskiego Busa. Byłoby idealnie, ale oczywiście nigdy nie jest. 😉 Okazało się, że nie tylko samoloty na Jeju są wyprzedane, ale też pociągi po kraju. 

Pociąg do Busan
Kilka informacji dla tych, którzy wybierają się pociągiem do Busan. Normalnie kursuje ich cała masa i w nieświątecznym okresie możecie kupić bilet z jednodniowym wyprzedzeniem. W czasie świąt mieliśmy tylko jeden pociąg do wyboru w każdą stronę. Wracając nie siedzieliśmy nawet w tych samych wagonach, bo nie było miejsc. Inną opcją, jaką nam zaproponowano był przejazd autobusem, ale ten zajmuje sześć godzin. Szybki pociąg KTX to trzy (i mniej, bo są różne pociągi z różnymi trasami) godzin. 

Za ten bilet nie można zapłacić kartą TMoney. Kupuje się go w automacie. Jest język angielski. 
Wybraliśmy pociąg ekspresowy, bo nam się bardzo spieszyło. Cen 11 000KRW. Pociąg kursuje co ok 30min.
Instrukcja obsługi w pociągu Arex - czyli tym szybkim do centrum miasta. Dobrze jest rezerwując bilet, zwrócić uwagę na nazwę pociągu. Biegnąc przez dworzec będziecie się kierować nazwą i kolorami. 


A to już pociąg do Busan. Nikt biletów nam nie sprawdzał. Tutaj oprócz nazwy warto zapamiętać numer pociągu. Stacja główna w Seulu to nie przelewki. Z dobrej strony: jest duży wybór jedzenia i bezpłatne toalety. Zresztą wszędzie w Korei toalety są bezpłatne. 

Bagaż
Kiedy sprawdzałam pogodę na październik w Korei, to pokazywało, że będzie bardzo słonecznie i ciepło. Było ciepło, ale deszczowo. Zależnie od sezonu, w którym się wybieracie radzę zapakować ze sobą kurtki przeciwdeszczowe i wygodne buty. 
Na ulicy nie zauważycie wielu osób "rozebranych." Gołe ramiona i brzuchy to domena turystów. Lokalni ubierają się raczej wygodnie i bardziej zakrycie. Nie widziałam też wielu osób w klapkach. 
Wszystko możecie kupić na miejscu, ale w Korei jest drożej niż w Polsce. Zabrałabym ze sobą kosmetyki i środki higieny osobistej. 
Warto też mieć ze sobą klapki, szczególnie jeśli nie śpicie w międzynarodowych sieciówkach.


Seul położony jest na wzniesieniach. Odradzam obcasy.
U nas tak padało, że musieliśmy kupić parasol. Duży, dwuosobowy kosztuje 17 000KRW.
Przy wielu sklepach i hotelach znajduje się taki automat z workami na parasole. W innych miejscach były rozstawione swoiste "wycieraczki". Parasol wkłada się między dwie ścianki wyłożone materiałem i przesuwa w jedną i drugą stronę. Przed małymi sklepami parasole zostawia się w wyznaczonych pojemnikach. Nie wiem, jaki jest odsetek ich kradzieży, ale nasz wrócił z nami do Polski.
Przy okazji: Korea uchodzi za bardzo bezpieczne państwo, również dla samotnie podróżujących kobiet. (I wszędzie są kamery.)

Jeśli drzwi przed Wami się nie otwierają, to szukajcie guzika.


Transport w mieście
Na lotnisku w Seulu w małym sklepie kupcie od razu kartę TMoney. Kosztuje 8 000 KRW można płacić kartą, ale żeby ją doładować trzeba mieć gotówkę. Najlepiej mieć przy sobie dolary i wymienić je w kantorze na lotnisku - potrzebny paszport. Uwaga: te starsze banknoty są niżej wyceniane. Możecie też (tak jak ja, bo nam się bardzo spieszyło) zakupić wony koreańskie w Polsce. Tutaj pozdrawiam Panią z kantoru w Warszawie, która poznała mnie z bloga. 😀
W każdym minimarkecie można doładować kartę, zawsze gotówką i nie przyjmują monet.
Karta ta działa zarówno w Busan, jak i w Seulu. Dzięki niej można poruszać się autobusami i metrem. Z zasady wchodzi się do autobusów przodem, a wychodzi środkowymi drzwiami. Trzeba nacisnąć guzik przed przystankiem, a czekając na autobus pomachać, aby się zatrzymał. Jeśli autobus przejedzie koło nas bez zatrzymania, oznacza to, że jest pełny. Nam zdarzyło się to tylko raz, ale byliśmy w środku. 😉
Wchodząc trzeba odbić kartę i ponownie ją przyłożyć do czytnika przy wychodzeniu. Przy każdym przyłożeniu widać ile zeszło z karty. Koszt biletu zależy od autobusu (te pośpieszne są droższe) i od tego, czy się przesiadamy (dlatego warto się odbijać wychodząc, bo łapiemy się na zniżki). Średnio przejazd to 15000 KRW.
Jeżeli nie chcecie kupić karty to można mieć ich aplikację ściągniętą na telefon (nie wiem, jak to działa) lub ostatecznie zapłacić gotówką. Przy kierowcy znajduje się skrzynka / automat, w który wrzuca się banknoty. Maszyna wydaje resztę.
W Korei dobrze działa Uber i aplikacja Naver (inne gubią trop). Prawie na wszystkich przystankach można złapać bezpłatne WiFi.
Na przystankach są rozpiski autobusów, niestety nie wszystkie nazwy są przetłumaczone. Dodatkowo jest wyświetlany czas oczekiwania na dany autobus na elektronicznej tablicy.
W Korei kierowcy nie ustępują miejsca pieszym na przejściach.
Za to przejścia często mają dodatkowe światła na podłodze. Ten czerwony pasek na zdjęciu zmienia kolor na zielony, gdy trzeba iść. Jak widać, wielu Koreańczyków patrzy w telefony.

Noclegi
Bardzo mało mogę o tym napisać. Większość hoteli mieliśmy za punkty z Marriotta. Dwa za punkty z Emirates (tak, ich mile lotnicze możecie wymienić na noclegi). Tylko raz musieliśmy dopłacić 36$ za nocleg. 
Korea lubi automaty. Tutaj zamawiam jedzenie, ale w lokalnym hotelu meldowaliśmy się taką metodą. Po podaniu numeru rezerwacji, maszyna wypluła kartę, która otwierała nam drzwi.
Jeżeli będziecie spać w tradycyjnym hotelu, to spotkacie się z prośbą o zdjęcie butów przy drzwiach. W łazience będą na Was czekały specjalne, łazienkowe klapki. 
 
Jedzenie
Mam wrażenie, że w czasie tego wyjazdu cały czas jadłam. 😊 Bardzo mi smakuje kuchnia koreańska i lubię ostre przyprawy. Czytałam gdzieś, że w Korei je się bardzo ostro, podobno najbardziej pikantnie na świecie, no ja się z tym nie zgadzam. Jedynie ostra okazała się zupka ramen na locie powrotnym i kimchi, które kupiłam sobie na lotnisku. 
Podkreślam jednak: my jemy w domu ostro!

Wiele restauracji ma zestaw dnia. Tutaj taki typowy przykład. Każdy dostaje zupę i miskę ryżu, a resztę potraw jest do podziału. Wszędzie też była bezpłatna woda. Taka kolacja to koszt ok 10 000KRW od osoby (jakieś 25 zł). Plus napoje.

Tradycyjnie je się metalowymi pałeczkami plus łyżką. Przeważnie znajdują się one w pudełku na stole lub w szufladzie stołu. Tutaj pani przyniosła puste miseczki i wszystkie dodatki można było sobie nakładać ze stojących na stolikach pojemników. Czyli najecie się kimchi! 
Kimchi to fermentowane warzywa (głównie kapusta) na ostro. Je się to do wszystkiego. 
Uwaga dla osób z alergią na owoce morze - oni dodają dużo sosu rybnego i krewetkowego do potraw.
To samo dotyczy soi. Często dostawaliśmy zupę, w której pływało tofu.
W czasie naszego pobytu jedliśmy głównie w małych lokalnych restauracjach i na bazarach. Tak wychodzi najtaniej, im bardziej międzynarodowo, tym drożej. Pizza była dwa razy droższa niż w Polsce. Na szczęście kuchnia koreańska jest bardzo zróżnicowana i nie zdążyła się nam znudzić. 
Komu kałamarnicę na patyku? 
Jedzenie na takich nocnych targach ma dobrą stronę, można spróbować wielu różnych potraw (a żeby się najeść, trzeba ich popróbować). Z drugiej strony, taniej wychodzi wyjść do baru prowadzonego przez dwie starsze panie i zjeść zestaw lub miskę makaronu. 

Na te słodkie placuszki czekaliśmy 20 minut w kolejce w deszczu. Trzeba przyznać, że Koreańczycy są zorganizowani. Jedna pani zbierała zamówienia i pilnowała porządku w kolejce, druga na bieżąco smażyła. Lubią też nowości i viralowe miejsca. Często widzieliśmy młodych ludzi cierpliwie czekających do jednego, konkretnego miejsca; gdy inne były puste.

Zestaw z wieprzowiną dla dwóch osób. Koreańczycy jedzą mięso w "całości". Mam tu na myśli, że trafiają się chrząstki, tłuszcz i skórki. Wszystko bardzo drobno kroją i zjadają. Musiałam się nagimnastykować, żeby bez noża pooddzielać chrząstkę i tłuszcz od smacznych kąsków.😕
Często używane są metalowe miseczki i kubki na wodę.
Powiedziałabym, że porcje są duże. Nie zawsze udawało nam się wszystko zjeść. Jeśli chcecie popróbować, to ostrożnie. Zamówcie wpierw dwa dania / jedno na pół i ewentualnie będziecie domawiać.
A to zestaw piknikowy. Przy grających fontannach. Na piętrze minimarketu w automacie zamawia się kurczaka i dodatki (frytki bardzo przeciętne, kiszona rzepa super). Na dole w sklepie kupuje piwo i wino w plastikowych kieliszkach. Wszystko zapakowane w torbę i na piknik!
(Nie piję piwa, ale mój partner powiedział, że ich lokalne jest bardzo słabe. A wino było australijskie.)

Tradycyjny koreański grill. Mięso przynoszą surowe i trzeba sobie samemu usmażyć. Wpierw to tłuste plus grzyby / cebula (zależy co Wam podadzą), później dokładamy to chudsze. Jak jest trochę podpieczone, to tniemy wszystko nożyczkami na mniejsze kawałki i opiekamy z każdej strony. Do tego mamy miseczkę z różnym liśćmi. Bierzemy jeden, kładziemy kawałek mięsa i wszelkie dodatki na jakie mamy ochotę. Robimy rolkę i wkładamy do buzi. 

Jak to jest z językiem w restauracjach? Słabo. Ogólnie w Korei angielski jest (co bardzo nas zaskoczyło) mało znany. Dogadywaliśmy się na migi, na hasła i na pokazywanie palcem w menu, co chcemy.
Wszędzie było menu ze zdjęciami. Jak do czegoś nie było zdjęcia, to przeważnie nie było też opisu po angielsku, więc tego nie braliśmy. Czasami pokazywaliśmy palcem na cudzy talerz lub na lodówkę z alkoholem.
Co do lokalnych alkoholi, jak pisałam, piwo podobno mają słabe. Próbowaliśmy Soju, czyli rodzaj alkoholu z ryżu, taka wódka - nam nie smakowała. I Cheongha, w wersji gazowanej, czyli delikatne wino ryżowe. To akurat okazało się bardzo smaczne.
 
Jeżeli chcecie zaoszczędzić na jedzeniu, to możecie "stołować" się w 7Eleven. Wspominałam już gdzieś, że w Azji ten sklep to rodzaj instytucji. 
Tylko pamiętajcie, że jedzenie jest ważną częścią kultury i szkoda całkowicie zrezygnować z wyjścia do lokalnej restauracji.
I jeszcze taka wskazówka: w sklepach są kosze na śmieci. 😉 Na ulicach jest ich bardzo mało.
Napoje, czy śniadanie możecie zakupić w supermarkecie. Będzie taniej.
Koreańczycy mało jedzą chleba, jeżeli chcecie mieć tradycyjny, europejski poranny posiłek, to musicie iść do międzynarodowej restauracji lub hotelu. Będzie drożej. 
Mieszkańcy na śniadanie jedzą ryż, zupy, jajka i dodatki - nawet kimchi.
Myśmy dwa śniadania zorganizowali sobie z 7Eleven. Mają tam wszystko: kawę na ciepło i zimno, kanapki, owoce, smoothie, czy gotowane jajka pakowane po dwa. Za dwa śniadania dla dwóch osób wyszło nam 30 000KRW.
Atrakcje
W poprzednich wpisach opisałam, co zwiedziliśmy. A jakie inne atrakcje mogę Wam polecić?

Na przykład takie miejsca, sklepy z automatami. To u nich (w Japonii zresztą też) wielki hit.

Inny hitem (u młodszych mieszkańców) są fotobudki. U nas często można takie znaleźć na ślubach lub przy innych tego typu okazjach. Wchodzi się do pomieszczenia, a za kotarkami znajdują się automaty do zdjęć. W przejściu jest dużo akcesoriów do wyboru. Można przebierać w nakryciach głowy, opaskach, czy okularach.
Automaty, na które trafiliśmy, były tylko po koreańsku, ale ich obsługa jest bardzo intuicyjna. No może nie do końca. 😆 Mamy jeden zestaw zdjęć, na którym ja jestem przesłonięta koreańską gwiazdą pop. 
Nocne markety i lokalne bazary. Spacerujcie i jedzcie!  
Kolejną atrakcją są zakupy! Na wszystkich nocnych marketach oprócz stanowisk z jedzeniem jest sporo miejsc, gdzie sprzedają rękodzieło i lokalne wyroby. 
Oparcie na pałeczki. Uroczy sklepik z taką ceramiką.
Co kupiliśmy?
Skarpetki- mają tam na ich punkcie fioła. Nigdy nie widziałam takiego wyboru w moim życiu. I są tańsze niż w Polsce.
Ceramikę, małe talerzyki ręcznie robione w kształcie liści. Niestety objętość bagażu nas ograniczała. Cenowo też nie najkorzystniej.
Torebkę i kamizelkę. Znowu ręczna robota, zakupione na bazarze. Cenowo bardzo fajnie wyszło. W Seulu sporo było podróbek znanych marek. Wyglądały całkiem nieźle, przypominam tylko, że wwożenie tego jest nielegalne.😕
Lokalne słodycze, tutaj można poszaleć. Mają duży wybór żelków, ciastek z zieloną herbatą i innych wynalazków, które nadal czekają w domu na wypróbowanie.
Zupki ramen - to był prezent na prośbę zamawiającego.
Maseczki i miniaturki kosmetyków (z bagażem podróżnym trzeba pamiętać o limitach na płyny). Maski do twarzy z żeń-szeniem okazały się bardzo dobre. Kosmetyków jeszcze nie zaczęłam używać. Cenowo, hmmm powiedziałabym, że w Hebe podobnie to wychodzi. W Korei natomiast mają większy wybór i wiele ofert typu 10 + 10 gratis.
I kimchi - kupione na lotnisku. Uwaga! Są ograniczenia z przewozem kimchi w bagażu podręcznym. Możecie kupić sobie puszeczki lub szczelnie zamknięte torebki z tą kiszonką na lotnisku, po przejściu kontroli bezpieczeństwa. Jeśli chcecie wziąć kontener z lokalnego bazaru, to lepiej sprawdźcie zasady przed zakupem. 

Podsumowanie
Wyjazd uważam za bardzo udany. Taki dłuższy City Break. Na coś takiego liczyłam i się nie zawiodłam. Najadłam się też po uszy ich przepysznych potraw. 😊
Koszty to 3700 bilet, jeden nocleg 36 $ i wydatki po ok 2000pln na osobę.
Czy bym wróciła? Chyba nie teraz, nie zaraz. Mam sporo miejsc jeszcze do odwiedzenia, a w Korei spędziłam wystarczająco dużo czasu. Jestem usatysfakcjonowana. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz