środa, 29 września 2021

Bremen

 Dużym plusem tej pracy jest to, że odwiedza się miejsca, do których w innym wypadku byśmy nie pojechali. Takie Bremen. Ładne miasto w Niemczech, ale czy znalazłoby się w moich planach wakacyjnych? Raczej nie.

Muzykanci z Bremy - czyli powrót do dzieciństwa i do baśni braci Grim. 

A taki wiatrak stoi w parku przy drodze do starego centrum miasta.

Bremen to niby małe miasto, ale z drugiej strony ma lotnisko z międzynarodowymi połączeniami. Do tego mój miejscowy pilot powiedział mi, że swojego czasu było to najbogatsze miasto w Niemczech.

Mnie najbardziej urzekła Bottcherstrasse - mała uliczka w centrum z odbudowanymi kamienicam i urokliwymi sklepami.

Jeden z dziedzińców owej niespełna 100 metrowej uliczki.

I takie witraże też tam są.

I sklep z artystycznym szkłem.


Obejrzałam jeszcze ratusz i Katedrę Św. Piotra.

A dalej musiałam udać się na poszukiwanie szampana na pokład i okazało się, że nie tylko centrum mają ładne. 

Miałam tutaj jakieś cztery godziny i żałowałam, że muszę zbierać się na lot. Jeżeli będzie Wam do Bremen kiedyś po drodze, to polecam spędzenie kilku godziny w tym mieście.

O mojej 4 dniowej wrześniowej rotacji opowiem Wam w następnym wpisie.

niedziela, 26 września 2021

W pracy II

 Dziś kolejny post z tej serii. A w nim dużo zdjęć związanych z moją sierpniową rotacją.

Welcome table, czyli powitanie. Tutaj lot w okolicach obiadowych, więc sałatka z mini mozzarellą i pomidorkami. Do tego najnowsze magazyny i dzienna prasa - akurat ten pasażer lubi czytać wiadomości. Latałam też w samolocie, gdzie przed każdym lotem musiałam załadować na Ipadzie najnowsze dzienniki.
A tutaj lot śniadaniowy. Taki poczęstunek przygotowuję sama. Przed lotem robię zakupy już z myślą o tym, co będę serwować. I jeszcze udało mi się kupić taką miniorchideę 😍.
A tutaj lot przed kolacją. Za krótki na podanie pełnego posiłku i godzina też nie ta. Ponieważ lecieliśmy z Sardynii, to postanowiłam przygotować Aperitivo. Na welcome świeża mieszanka jagód. 
Praca na prywatnym jecie wymaga dbałości o szczegóły. Plastikową doniczkę obkleiłam wstążką. Wydrukowałam też menu.
A oto moje centrum dowodzenia. Na Challengerze 350 ciężko się pracuje - miejsce jest bardzo limitowane. Trzeba dobrze rozpalanować serwis i przygotować sobie dodatkowe powierzchnie - np.położyć pudełko na podzłodze w kokpicie i tam umieszczać brudne naczynia.
Selfie przed lotem - obowiązkowe.

A tak wygląda otwarty hangar lotniczy. Po lewej stronie możecie zauważyć złożone drzwi. 

Więcej o mjej pracy możecie posłuchać u Magdy. 

https://open.spotify.com/episode/4ErQOaBugAkiHfw9t2hw4u

środa, 22 września 2021

Mediolan

Policzyłam, że odwiedziłam Mediolan po raz szósty w życiu. Po raz pierwszy byłam tutaj zaraz po ukończeniu liceum!
Nie żebym narzekała, ale miło by było polecieć do jakiegoś nowego miejsca. 😉
Tymczasem, mam dla Was kilka zdjęć z sierpniowego spaceru po tym mieście.

Zaczynamy od selfie, bo dlaczego nie.

Po raz pierwszy odwiedziłam Zamek Sforzów. Bardzo ładne miejsce, można spędzić sporo czasu przechadzając się po jego dziedzińcach. Muzeum było zamknięte.

I kolejne selfie - w szklanej bramie na dziedzińcu Castello.

Następnie udałam się pod Katedrę Narodzin Św. Marii - byłam tam w 2015 roku, więc tym razem sobie darowałam wchodzenie do środka.

Galeria Vittorio Emanuele II - tutaj też już byłam, ale się i tak przespacerowałam.

Z czystym sercem mogę Wam polecić spacer ulicami tego miasta. 

Gdziekolwiek się człowiek nie obejrzy, znajdują się zabytki i kamienice warte fotografowania.
I takie detale architektoniczne.

A w drodze powrotnej do hotelu trafiłam jeszcze na dziedziniec Zamku Brera.

I tak skończyła się moja sierpniowa rotacja. W następnym wpisie pokażę Wam sporo zdjęć związanych z pracą. Zajrzyjcie tu za tydzień!


niedziela, 19 września 2021

The Pelican - Sardynia - a jakże

 To miejsce mnie chyba prześladuje. Sardynia to piękna wyspa, ale ze swoim poprzednim samolotem byliśmy tam w każdy letni weekend. I co? I po Izmirze i Larnace tutaj również wylądowaliśmy w Olbii.
Z plusów: tym razem spaliśmy w innym hotelu, takim przy plaży, a nie takim pośrodku niczego.
Poniżej trochę zdjęć z The Pelican Beach Resort (Adults Only).

Dziwne wejście do mojego pokoju - wchodzi się przez drzwi balkonowe. Miałam kiepsko usytuowane lokum, bo wszyscy koło niego przechodzili. Cały czas musiałam mieć zasunięte zasłony, żeby mi nie zaglądano. Mój pilot trafił jeszcze gorzej, miał tylko jedno małe okno.
Hotel ma prywatną plażę. Za leżaki i parasolkę trzeba dopłacić - co uważam za absurd, bo hotel do tanich nie należy. My, jako załoga, byliśmy z tej opłaty zwolnieni.

Włoskie śniadania - co mam powiedzieć? W The Pelican nie było ono złe. Zazwyczaj są tylko rogaliki, kawa, wędlina, jakieś pieczywo. Tutaj była nawet jajecznica, boczek, ale za omlet trzeba było znowu dopłacić. Dziwne.

Hotel jest urządzony w bardzo fajnym stylu. Zupełnie innym niż N'VY w Genewie, ale też ciekawym.

Detale robią robotę.

Trochę taki wakacyjny dom babci.
Ogólnie dużo lepiej mi się tu nocowało, niż w Hiltonie w Olbii (chociaż tamten hotel jest bliżej miasta i bliżej sklepów).  Miejsce ma wakacyjną i luksusową atmosferę. Trochę dziwne było to, że byliśmy we trójkę, a reszta gości, to były same pary :)

środa, 15 września 2021

Larnaka

 Po bardzo krótkim pobycie w Izmirze przenieśliśmy się na Cypr. Ogólnie nie jest to moja ulubiona wyspa, a już Larnaka...
No co Wam tu napisać? Nie zawsze lata się do fajnych miejsc. Cypr jest bezpieczny i wszyscy mówią po angielsku, i dobre mają jedzenie, i ciepłą wodę w morzu, i słońce świeciło.... Nie było tragedii, ale nie było się też czym zachwycać (szczególnie, że byłam tam już kilka razy).

Widok z mojego balkonu. Piasek jest średniej jakości, ale za to woda bardzo ciepła i bardzo płytka. Wynajęcie leżaka i parasolki to koszt 5 euro i jest to ustanowione odgórnie. 

W ciągu dnia w sierpniu jest bardzo gorąco i wielu lokalnych właścicieli ucina sobie sjestę. Sporo miejsc zostało też zamkniętych na stałe przez Covid.

Główny zabytek miasta - Kościół Świętego Łazarza (prawosławny). Oprócz niego jest jeszcze fort, w którym mieści się muzeum.

Żyrandol w kościele. Żeby wejść do środka należy być ubranym w długie spodnie i rękaw.

Wieczorem wraz z załogą wychodziliśmy coś zjeść. Jeżeli nie chcecie jeść przy głównym deptaku, to pamiętajcie o rezerwacji stolika. Ceny umiarkowane.

I tak jak w Turcji, na Cyprze wszędzie są koty. A ja lubię koty.

Najchętniej to bym je wszystkie przygarnęła. 😍

Do następnego wpisu.


niedziela, 12 września 2021

Turkish Airlines i Izimir

 Po tylu relacjach z Islandii czas na bardziej lotniczy wpis. Mogę się pochwalić, że do pracy ostatnio leciałam z Turkish Airlines.

 Leciałam LOTem do Istambułu i tam przesiadka na Izmir. Bagaż mi  przerzucili, ale nie wyjechał on z innymi... Okazało się, że jak zaczyna się lot poza Turcją, to bagaż jest na międzynarodowym terminalu. Trochę mi zajęło znalezienie właściwego miejsca. Na szczęście moja walizka tam była. Drugi problem: taksówki. Płatność tylko tureckimi lirami....

Kiedyś leciałam już tureckimi liniami, był to długi lot z Singapuru przez Istambuł. Pamiętam, że bardzo smakowało mi ich jedzenie i byłam pod wrażeniem serwisu. Na tym locie  - 45min - dostaliśmy kubeczki z wodą.

Przed wejściem do samolotu wręczono nam takie zestawy higieniczne. W środku znajduje się maska i mokre chusteczki. Samolot wyposażony był też w telewizorki. Można było posłuchać muzyki lub obejrzeć krótkie filmy dokumentalne. Trzeba jednak mieć swoje słuchawki z kablem (takie do androida dają radę).

Zdjęcie z oficjalnej strony. Co do mundurów, to trochę ciężko się w nich połapać. Były dziewczyny ubrane na czerwono i na szaro. Nie wiem, czy to zależy od stażu, czy mogą sobie dowolnie wybierać. Mi się podobają ich stroje, oprócz kapeluszy rzecz jasna. ;)

A Izmir? Ładne miasto (wiecie, takie z bałaganem), w którym nie miałam dużo czasu. 

Odwiedziłam supermarket - zakupy na samolot. A wieczorem poszliśmy na bazar.

I zjadłam prawdziwy kebab. Super pyszny. Polecam!

Tak zaczęłam kolejną rotację. Więcej w następnym wpisie.


środa, 8 września 2021

"Lotniskowy Zawrót Głowy" - zapowiedź

 Wspaniała wiadomość! W tym miesiącu ukaże się moja kolejna (czwarta) książka! Czekałam na jej publikację dwa lata, opóźnienie spowodowane było oczywiście Covidem. :(
Przez te dwa lata lotnictwo bardzo się zmieniło, ale mam nadzieję, że książka nadal okaże się aktualna.

O czym będzie?

Jeden z cytatów.

"Lotniskowy Zawrót Głowy" - to nie jest opowieść tylko dla osób zainteresowanych lotnictwem. Jest to rodzaj poradnika o podróżach samolotem.

Będzie o pakowaniu, kupowaniu biletu, o tym jak zachować się na pokładzie, na lotnisku, itp.
Wiele wskazówek i pomocnych porad.

Może coś Was zaskoczy?

A gdzie kupić?

https://mm.xlm.pl/poradniki/145095-lotniskowy-zawrot-glowy-jak-podrozowac-samolotami-9788366177857.html

Już jest w przedsprzedaży. Polecam!

niedziela, 5 września 2021

Islandia praktycznie

 Po tym, jak Wam przedstawiłam naszą trasę podróży, czas na kilka informacji praktycznych.

Lot.
Wykupiliśmy bilet Wizzair. Z jedną walizką na dwie osoby wyszło nam po 1300zł. Poza sezonem lub z dużym wyprzedzeniem można znaleźć tańsze oferty. Lot był bezpośredni z Warszawy. Przelot trwa ok 4 godzin, jedyny minus to rozkład lotów. Przylatuje się w środku nocy i wylatuje w środku nocy.
Wymagane było szczepienie, test w j.angielskim (może być ten tańszy antygenowy) oraz wypełnienie formularza na stronie islandzkiej. Sprawdźcie jednak te wymogi tuż przed swoją podróżą.

Transport.
Wynajęliśmy samochód z IcePol. W sezonie bardzo trudno w ostatniej chwili o pojazd. Koszt 8000zł z ubezpieczeniem (nie obejmuje opon i utopienia). 

Mieliśmy Hyundai Tuscon. Jeżeli chcecie spać w samochodzie możecie spróbować w Happy Campers (podobne samochody ma IcePol). Problem jest taki, że kamperem nie wszędzie wjedziecie. Nawet naszym z napędem 4x4 nie udało się nam przekroczyć czwartej rzeki w drodze do Thorsmork.

Jeżeli nie chcecie wynajmować samochodu, to są specjalne wycieczkowe autobusy, którymi możecie zwiedzić największe atrakcje. Natomiast transport publiczny praktycznie nie istnieje poza miastami.

Przepisy drogowe.
Na głównych drogach dopuszczalna prędkość 90km/h i światła. W tunelach 70km/h. W mieście 50km/h lub mniej. W parkach narodowych 50km/h. Mandaty za przekroczenie prędkości zaczynają się od 1000zł w górę. Są samochody policyjne z radarami, nieoznakowane radiowozy i radary. Nie poszalejecie.
Jeżeli wybieracie się na F Roads, to na znakach jest wyraźnie napisane, że samochód ma być z napędem na cztery koła. Widzieliśmy jednak kilka osobówek po drodze. Drogi F - to drogi szutrowe, większa ich część jest zamykana jesienią i otwierana wiosną. Część przecina rzeki, na te potrzebujecie nie tylko 4x4 ale też wysokiego zawieszenia. Pamiętajcie, że ubezpieczenie nie pokrywa zalania.
Na http://www.road.is/ możecie sprawdzić stan dróg i czy są jeszcze otwarte.
Uwaga! Niektóre tunele są płatne, można je ominąć nadrabiając wzdłuż fiordu.

Noclegi.
Myśmy wybrali spanie na kempingach (w samochodzie jak w Omanie). Od razu Wam napiszę, żeby nie brać Camping Card. Jest to karta, która teoretycznie powinna Wam zaoszczędzić na opłatach kempingowych. Nam przez 13 dni pobytu dla dwóch osób ledwo się zwróciła - a i tak musieliśmy pod koniec nadrabiać lub wracać z drogi, żeby spać na konkretnym kempingu. Za mało jest miejsc należących do tego programu. To oczywiście tylko nasze wyliczenia, przy podróży z dziećmi, może Wam wyjść inny rachunek.
Jeżeli nie podróżujecie dużym kamperem, to pewnie tak jak my, będziecie rozczarowani bazą pól namiotowych na Islandii. Wiele z nich to kawałek trawnika z przenośną toaletą i zimną wodą w zlewie. Prysznice bardzo często są dodatkowo płatne (często automaty na monety 100IKS=1 minuta ciepłej wody). Na wielu brakuje kuchni (musicie mieć wszystko swoje), nie ma WiFi, ani nawet ławki, żeby usiąść i zjeść. Z plusów - bardzo często nikt nie zjawia się po opłaty, a jak już jest, to zawsze można płacić kartą kredytową.
Od kilku lat nie wolno na Islandii spać na dziko, podobno mieszkańcy dzwonią na policję, żeby takich noclegowiczów przepędzić. Trochę im się nie dziwię, kilka razy zbieraliśmy śmieci na postoju po poprzednich użytkownikach (raz nawet były to opakowania po polskich produktach). Jest mało koszy na śmieci, ale zawsze można mieć ze sobą worek w samochodzie i zabrać swoje odpadki.

Prysznice i toalety.
Tylko na jednym kempingu prysznice były wliczone w cenę. Wszędzie indziej trzeba płacić. Większość publicznych toalet (tych na stacjach benzynowych, przy atrakcjach, w restauracjach) jest tylko dla klientów lub płatna. Często jest jakieś pudełko na monety i nikt tego nie pilnuje, ale raz stała na stacji pani, która kasowała.

Źródła geotermalne.
Te najbardziej znane Blue Lagoon, Sky Lagoon, czy Myvatn Nature Baths są oczywiście płatne.
Na Islandii jest jednak sporo bezpłatnych miejsc, gdzie można wymoczyć się w gorącej wodzie. Ich lokalizację możecie sprawdzić na przykład tutaj.

Co zabrać ze sobą?
Ciepłe i nieprzemakalne ubranie! Nawet w sierpniu zmarzliśmy. Muszę tu podkreślić, że mieliśmy bardzo dużo szczęścia z pogodą i nigdy nie przemokliśmy. Jednak przygotujcie się na to, że na Islandii często pada i jeszcze częściej wieje.
Krem do opalania - w górach może Was spalić.
Buty trekkingowe (jeżeli macie miejsce to kijki).
Kostium kąpielowy i ręczniki.
Czołówki lub latarki.
Ciepłą pidżamę i śpiwór ( w nocy temperatura spada do 5 stopni).
Kosmetyki i leki.
Wszystko do przygotowywania jedzenia (jeżeli planujecie spać na kempingach).
Jedzenie i alkohol - im więcej zabierzecie ze sobą, tym lepiej dla Waszego budżetu.

Tak wyglądała połowa naszej walizki. Zabraliśmy: ser żółty, suchą, kabanosy, serki topione, pasztety, owsiankę, chleb, kawę, herbatę, gotowe makarony z sosami (wlewa się 500ml wody i gotuje 10min), kasze i risotto (również gotowe dania, tylko się podgrzewa). Mieliśmy Jetboil, kubki, talerze i sztućce. Jeżeli wynajmujecie samochód od IcePol, to zapytajcie, czy Wam nie wypożyczą śpiworów, kuchenki itp. Zaoszczędzi Wam to miejsca w bagażu - na więcej jedzenia. ;)

Co kupić przed kempingiem.
Po przylocie koniecznie udajcie się do Bonusa lub Kronana. Są to najtańsze supermarkety (takie Biedronki). Za butlę z gazem zapłacicie 560ISk, a na stacji benzynowej kosztuje ona 1500ISK. Jest ich sporo na południu, natomiast na północy trudno znaleźć sklep.
Kupowaliśmy (ceny w przybliżeniu):
chleb ziarnisty - 700ISk
chleb tostowy - nie pamiętam ceny, chyba 300ISK?
pasztet 190gr - 345ISK
jabłka- 300ISK
banany - 250ISK
ciastka (bonusowska marka) - 200ISK
woda - 100ISK za 2lt (Musicie kupić tylko raz, żeby mieć butelki. Na Islandii pije się wodę z kranu.)
orzeszki ziemne - 200ISK
papryka - 250ISK
ogórek - 200ISK
cebula- 150ISK (?)
jogurt - 190ISk-260ISK
Ceny tak średni 3x jak w Polsce. 

Paliwo.
Przejechaliśmy 3200km ze średnią prędkością 48km/h (FRoads się do tego wyniku przyczyniły). 1lt Diesel - 236ISK. Wyszło nam po ok1500zł na głowę. Pamiętajcie, żeby mieć zawsze przynajmniej połowę baku, stacje benzynowe nie występują na bocznych drogach. Wiele z nich jest samoobsługowych. Nie używajcie opcji "Fill up", bo na karcie zablokuje Wam 250$. Tankowaliśmy zawsze za 5000ISk (trzeba podać za ile się tankuje, a następnie przyłożyć kartę do czytnika), to było takie pół baku.

Jedzenie.
Tak jak już się pewnie zorientowaliście, robiliśmy głównie własne. Bardzo nam przeszkadzał brak kuchni na kempingach wieczorami, bo musieliśmy siedzieć w samochodzie i chronić na Jetboil od wiatru, żeby cokolwiek ciepłego zjeść. Poza tym po 10 dniach takiego jedzenia organizm domaga się tłuszczu.
Fish and chips z budki - 1900ISK (obok dużego Bonusa w Keflaviku są najlepsze).
Fish and chips w restauracji -3200ISK
Hot-dog na stacji benzynowej - 350ISK
Śniadanie w restauracji na kemping -1750ISK
Dodatkowy drink w Blue Lagoon - 1750ISK

Śniadanie z takim widokiem - wynagradza trudy spania w bagażniku samochodu!

Cztery razy natomiast zatrzymaliśmy się na kawie (taki mały luksus). Średnia cena 550ISK. Ciasto 1000ISK. Tutaj akurat lokalny pączek z kardamonem za 400ISK.

Roaming na Islandii zależy od Waszego operatora. Wyspa jest wliczana do Strefy A - tak jak Unia Europejska. Ciekawostka, Islandia jest w Szengen (można lecieć z dowodem), ale nie w Unii.

Nasza ulubiona stacja radiowa to Bylgjan (104,1FM) ma najlepszą muzykę i najmniej gadają. W górach nie ma zasięgu radia, GPS, Internetu ani telefonu. Przed wyjazdem załadujcie sobie jakąś mapę offline. 

To by było na tyle z moich wakacji na Islandii. Jeżeli macie jakieś pytania, to piszcie śmiało!

środa, 1 września 2021

Islandia cz. IV

 Dziś ostatni już wpis o miejscach wartych zobaczenia na Islandii.

Dzień 11.

Dzień zaczęliśmy od Sutshellir - jaskini lawowej. Jest ona duża i ciekawa, jeżeli ktoś lubi jaskinie... Obok znajduje się inna, którą można zwiedzać z przewodnikiem za jedyne 7000ISK! Myśmy poszli do tej bezpłatnej, ale ten punkt można pominąć.

Barnafoss i obok Hraunfossar. Jeżeli macie więcej czasu, to warto pokręcić się po okolicy. Jest tu sporo szlaków. Niestety nieodległe źródła należą do hotelu i są płatne.

Glymur to wodospad z bardzo fajnym podejściem. Na dole jest mapa, polecam szlak czerwony - 7km. Wpierw przechodzi się przez jaskinię, następnie po kłodzie przez rzekę, później są liny i aż do samego wodospady. Żeby nie schodzić tą samą drogą, warto wejść jeszcze wyżej i przekroczyć rzekę jakieś 300m od wodospadu (lub bliżej, ale tam jest nurt i woda po kolana). Ta ostatnia przeprawa bardzo dała mi w kość, woda nie była tak zimna jak przy Seljavallalaug, ale kamienia są bardzo ostre. Idzie się bez butów rzecz jasna.

Tę noc spędziliśmy na kempingu w Skjol. Wchodzi on w kartę, prysznic dodatkowo płatny 300ISK od osoby, ale nielimitowany i nikt nie sprawdza ile osób, ani ile razy wchodzi - otwarty do 23, ale po 22 nie ma ciepłej wody. Niestety restauracja otwarta jest tylko do 21.

Dzień 12.

þingvellir (Thingvellir) - Park Narodowy. Miejsce gdzie popękały płyty tektoniczne, ładny park - łatwo dostępny, bo wszędzie są schody i ścieżki. Można zaparkować trochę dalej bezpłatnie. Jest to ważne historyczne miejsce dla Islandczyków - jeżeli interesują Was ich dzieje. Można pospacerować, ale można też sobie darować.

Tego miejsca nie możecie sobie darować. Geotermalna rzeka  -Reykadur. Parking płatny przez aplikację, którą należy uruchomić przed wyruszeniem w górę (jest darmowe WiFi). Spacer w jedną stronę zajmuje około godziny. Na miejscu spędziliśmy 1,5 godz. Za parking nie zapłaciliśmy, bo od kilku dni była awaria ich strony.

Fagradalsfjall - aktywny wulkan. Zdjęcie wykonane przez mojego partnera, bo ja tak daleko nie zaszłam. Trekking zajmie Wam ok 2-3 godzin w jedną stronę. Moim zdaniem łatwiejsze jest podejście po linach, ale opinie są podzielone. Po drodze bardzo wieje. Pamiętajcie też, żeby mieć latarki lub czołówki, bo na wulkan (a w sumie na wzgórza obok) wchodzi się w nocy. Wulkan nie jest codziennie aktywny. Musicie sprawdzać na youtubie, czy danej nocy pluje lawą. Z tego co wiemy, to zapas lawy jest na 50 lat!

Tej nocy (bardzo krótkiej przez wulkan) spaliśmy w hotelu w Keflaviku.

Dzień 13.

Na wieczór mieliśmy wykupiony bilet powrotny. Trzeba było jakoś zagospodarować ten ostatni dzień.

Blue Lagoon. Zdania są bardzo podzielone. Jedni mówią, że przereklamowane miejsce inni, że super. Jak dla mnie warte 250zł. Cena zależy od dnia, godziny wejścia (trzeba być o konkretnej zegarowej) oraz pakietu. Najtańszy bilet był na 12, mogliśmy zostać ile chcieliśmy. Bilet kupuje się online. Cały kompleks jest bardzo dobrze zaopatrzony. Są ręczniki, suszarki, woda do picia, WiFi, restauracje. Pod prysznicami jest żel, szampon, odżywka. W ramach najtańszej wejściówki dostaje się maskę na twarz (biała, inne są w innych pakietach) i jednego drinka do wyboru (również alkohol). Spędziliśmy tam 5 godzin. Po tak długiej podróży samochodem po kraju był to super relaks.

O praktycznej stronie podróżowania po Islandii dowiecie się z następnego postu.