wtorek, 28 lipca 2020

Bardzo długi dzień i Zambia - kraj 90

Wszystko zaczęło się od tego, że mój szef chciał lecieć do Namibii. Zastanawiacie się pewnie teraz, dlaczego jest Zambia w tytule tego wpisu? Otóż w czasach obecnej pandemii nie jest tak łatwo wlecieć do Namibii. Powiedzcie to tylko mojemu szefowi....

Zambia z lotu ptaka. Dużo wody tam mają.
Po 10 godzinach nocnego lotu w kierunku Namibii, okazało się, że nie możemy lądować. Piloci krążyli przez następne 2 godziny, po czym okazało się, że wymagane dokumenty nie dotrą na czas, a paliwo się kończy. Nie pozostało nic innego, jak gdzieś wylądować. Naszym zapasowym lotniskiem była Lusaka w Zambii.

12 godzin lotu, 14 godzin w pracy i jesteśmy w Lusace.
Niestety, to nie był koniec tego dnia. Okazało się, że nasi pasażerowie nie mogą zejść z pokładu, ponieważ musieliby mieć 14 dni kwarantanny. A więc czekamy na pozwolenie na lot do Namibii. Czekamy. I czekamy. I czekamy. Czekamy następne 10 godzin. Jeżeli dobrze liczycie, to w tym momencie jestem w pracy 24 godziny. Serwuję kawę, herbatę i pozostałości ze śniadania i poprzedniego dnia kolacji. Ponieważ nie mam już nic na pokładzie zamawiam pizzę i wodę z dostawą do samolotu. Żeby było zabawniej, my jako załoga możemy iść do hotelu, ale nasi pasażerowie nie. Żeby było jeszcze zabawniej władze lotniska informują nas, że mamy wylecieć, bo od 10 godzin siedzimy na ich parkingu w samolocie z włączonym APU (mały silnik dostarczający prąd w samolocie).
Dzięki pomocy lokalnego ambasadora w końcu udaje się nam wszystkim uzyskać zgodę na nocowanie w kraju.

Po 30 godzinach bez snu padam na łóżko.
Taki apartament miałam.

Jeżeli myślicie, że to koniec tej przygody, to jesteście w błędzie. Kolejnego dnia po śniadaniu wracamy do samolotu i czekamy kolejne 6 godzin z pasażerami na pozwolenie lotu do Namibii. W końcu ktoś się nad nami lituje i udaje się nam wylądować w Windhoek.

Ponieważ spędziłam noc w Zambii, to dopisuję sobie ten kraj do listy. 😉

2 komentarze: