Jak wiecie z mojego poprzedniego wpisu wiecie, że dotarłam do Chicago.
Prosto z lotniska wynajętym samochodem razem z pilotami udałam się do Battle Creek. Co ciekawe, ten blog zaczyna się od wpisów z tego miejsca!
|
Śniadanie w hotelu nie było wliczone w cenę, piloci wybrali miejscówkę 🤷♀️. |
Po tym jakże zdrowym początku dnia udaliśmy się na małe zakupy, żeby załadować samolot.
|
W tej firmie standardem jest storczyk na pokładzie. Musiałam kupić nowy, bo przy wlocie do Stanów Zjednoczonych trzeba wszystkie świeże produkty wyrzucić. |
|
Puszki upchane, teraz trzeba przygotować łóżka na nocny lot. |
Z Battle Creek przelecieliśmy na pusto do Nowego
Jorku. Tam mieliśmy jeden nocleg. Lokalizacja hotelu była bardzo słaba, pogoda nie dopisała no i jeszcze
jet lag.... Skończyło się na zakupach, siłowni i drzemce przed lotem.
|
W tym hotelu śniadanie było wliczone. Stany i ich kawa... |
|
Duży pokój miałam z pełną kuchnią. Zakupy na lot w lodówce.
|
|
Kiedy hotel reklamuje się, że ma basen... Trzeba wziąć na niego poprawkę.
|
|
Za to siłownia bardzo przyzwoita. |
Szkoda, że nie miałam więcej czasu. Ostatnio mało latam do Stanów. 😪
W następnym wpisie opowiem Wam o locie do Europy.
Brawo za trzymanie formy! Chyba nie jest łatwo ćwiczyć z jetlagiem?
OdpowiedzUsuńDziękuję, staram się. Z jetlagiem nic nie jest łatwe.
UsuńTo jedzenie w Stanach, to zawsze fast food.
OdpowiedzUsuńLub bardzo drogie restauracje.... Myśmy nie mieli tyle czasu, poza tym, tak jak pisałam, piloci wybrali. Ja od czasu do czasu Mc mogę zjeść.
UsuńSzkoda, że tak krótko.
OdpowiedzUsuńJa lubię od czasu do czasu MacDonalda 😊
OdpowiedzUsuń