Kiedy mówię znajomym, że lecę na Sardynię, wszyscy mi zazdroszczą. Wyspa ta kojarzy się z pięknymi widokami, plażami i oczywiście słodkim nieróbstwem. I to wszystko jest prawdą, ale jak się jest na wakacjach, a nie w pracy.
|
Centrum miasta, w którym śpimy. |
Pomimo tego, że jestem w wakacyjnym miejscu, to nie jestem na wakacjach. Dlatego nie mogę do końca korzystać z uroków tego miejsca.
Po pierwsze śpimy w hotelu bez dostępu do plaży, położonym w industrialnej części miasta. Nie jest to wakacyjna miejscówka, a raczej hotel skierowany do biznesmenów, załóg i podróżnych, którzy mają następnego dnia rano lot.
Po drugie nie mogę wsiąść w autobus i pojechać na plażę, bo latam z pewnymi pasażerami. Mój szef zmienia zdanie co kilka godzin i nie ma szans, żeby poznać jego plany. Nawet zadając mu pytanie na pokładzie, można uzyskać sprzeczne informacje w ciągu kilku minut.
|
Praca pracą, ale jeść trzeba. Do najbliższej restauracji mamy dwadzieścia minut marszu. |
Po trzecie jestem tutaj z załogą, a nie ze znajomymi. Część moich pilotów to super chłopaki, a część nie. Zgadnijcie na kogo trafiłam tym razem?
Oczywiście, nie jest tak, że jest tragicznie. Pogoda dopisuje, a hotel ma mały basen nad którym można poleżeć z książką łapiąc promienie słońca. A sama Olbia ma deptak, na którym sprzedają pyszne lody.
|
Ratusz i charakterystyczna flaga z czterema głowami Maurów. |
No i nie jest to
Moskwa, w której ostatnio spędzam bardzo dużo czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz