poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Co by było gdyby....

Zastanawiacie się czasami, co by było gdyby? Do takich przemyśleń skłoniła mnie moja ostatnia wizyta w Dubaju. Spałam u koleżanki, która pracuje dla linii Emirates. Spotkałam ją czternaście lat temu u innego lokalnego przewoźnika. Wchodząc do jej mieszkania i rozmawiając z nią, przeżyłam swoiste deja vue.

Z tamtych lat pozostał mi album i zacierające się w pamięci wspomnienia.
Tak mieszkałam przez dwa lata. Wszystkie służbowe mieszkania wyglądały podobnie.
Czternaście lat później jej problemy (z firmą, mundurem, grafikiem, pasażerami, itp, itd...) są takie jakie ja miałam czternaście lat temu! Jej styl życia jest taki, jaki ja prowadziłam czternaście lat temu. Ona nadal tkwi zawieszona w czasie w 2005 roku - wg. mnie oczywiście, patrzącej z boku. 
I nie krytykuje tutaj jej wyboru, ani tego jak żyje. Zdaję sobie sprawę, że dokonała w tym czasie wiele, wiele się nauczyła, spotkała nowych ludzi, odwiedziła setki miejsc (ID90 bilety!). Tylko sobie uświadamiam, że to mogłabym być ja. Czy byłabym szczęśliwa? W sumie to nie było złe życie. A jednak myśl ta mnie dziwnie przeraża.....

Duży samolot zamieniłam na mniejszy. Służbowe mieszkanie na własne w Warszawie. Tylko te podatki mi tutaj przeszkadzają 😉 - pisane przy corocznym rozliczaniu PIT-a.
Zastanawiacie się czasami, jak Wasze najdrobniejsze decyzje zmieniają Wasze życie?

wtorek, 23 kwietnia 2019

Miracle Garden i Butterfly Garden w Dubaju

Po naszym dwutygodniowym zwiedzaniu Omanu wróciliśmy znowu na jeden dzień do Dubaju. Ponieważ pogoda nie dopisywała- było mgliście, nie było sensu wjeżdżać na najwyższy budynek świata. Koleżanka poradziła nam inną atrakcję - Magiczny Ogród i Ogród Motyli.

Magiczny Ogród to trochę taki Disneyland, tyle że z kwiatami.
Wstęp do pierwszej atrakcji kosztuje 50Dhs (czyli 50zł), do drugiej 55Dhs. Nie jest więc to tanio spędzony dzień, ale w Dubaju nie ma tanich rzeczy.

Oczywiście najważniejszym punktem dnia był samolot Emirates.
Na terenie ogrodu znajduje się dużo altanek, tuneli, kawiarni i restauracji.
Słonie też mi się podobały.
Po spędzeniu kilku godzin tutaj i zrobieniu kilkudziesięciu zdjęć, przenieśliśmy się do motyli. Bilet kupuje się na miejscu, a odległość między jednym ogrodem a drugi można pokonać spacerem.

Motyle można trzymać na ręce, ale nie wolno ich łapać za skrzydełka. Żeby mieć takie zdjęcie, trzeba im delikatnie podsunąć palec pod nóżki i czekać, aż wejdą.
Ogród Motyli składa się z czterech kopuł. Nie wolno wnosić jedzenia i picia. Owady latają wokół nas i czasami sobie robią odpoczynek na naszej głowie, plecach, stopie... Posuwając się po chodnikach i wytyczonych ścieżkach trzeba uważać, żeby na któregoś nie nadepnąć.

Morpho menelaus - zdecydowanie najładniejszy mieszkaniec.
W jednej z małych altanek były też duże ćmy, ale nie dały się podejść. W tym ogrodzie również spędziliśmy kilka godzin. Jeżeli lubicie takie atrakcje, a inne w Dubaju już macie odhaczone, to polecam Wam obydwa ogrody.
A na wieczór polecam Global Village!

wtorek, 16 kwietnia 2019

Oman - kraj 85 cz. II

Po odpoczynku w Ras Madrakah udaliśmy się w dalszą drogę.

Sugar Dunes
W swoim planie koniecznie uwzględnijcie to miejsce! Droga jest skomplikowana, ale dzięki OsmAnd (wpiszcie Sugar Dunes Wild Camping) udało nam się tam dotrzeć jeszcze przed zachodem słońca.

Z jednej strony wydmy białego piasku, z drugiej morze. W Omanie możecie sobie rozpalać ognisko w dowolnym miejscu.
Do dziś żałujemy, że nie zostaliśmy tam dłużej. Jeżeli planujecie kilkudniowy odpoczynek na wydmach, to musicie zaopatrzyć się we wszystko przed opuszczeniem ostatniego miasta. Na miejscu nie ma sklepów, ani restauracji. Naliczyliśmy pięć samochodów, a teren jest ogromy. Nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Można kąpać się w bikini.

Filim
Z Sugar Dunes pojechaliśmy oglądać lasy namorzynowe i flamingi. Droga prowadziła w pewnym momencie przez plażę! I to jest właściwa droga. Jeżeli chodzi o różowe ptaki, to mieliśmy pecha. Przed wyprawą warto sprawdzić, kiedy jest przypływ. Napotkany ornitolog powiedział nam, że żerują one przy brzegu w czasie wysokiego stanu wody. Resztę czasu spędzają ukryte daleko w zaroślach.


Przeprawiając się przez błota uważajcie na głębiny. I zdejmijcie buty.
Spaliśmy w Al Ashkhara. Jest tam kilka resortów, ale jeden z nich nie ma Wifi. Nocleg kosztował nas 300zł ze śniadaniem. Obiekt był położony przy plaży i miał mały basen.

Wahiba Sands
Po fiasku z dotarciem do Rub Al Khali, czyli największej pustyni piaszczystej świata, położonej w południowej części kraju; postanowiliśmy zobaczyć wydmy w Wahiba Sands. Na pustynię możecie wjechać sami, musicie tylko trzymać się dróg, które zaznaczone są w nawigacji. Nie dajcie się nabrać naciągaczom, że samemu nie dacie rady. Wszystkie wyznaczone drogi prowadzą do drogich resortów i są dobrze oznaczone. Koszt noclegu w takim obozie na pustyni zaczyna się od 600zł. My zaparkowaliśmy kilkaset metrów od nich pod drzewem i tradycyjnie spaliśmy w samochodzie.

 Jak długo trzymacie się twardej nawierzchni i kierujecie się znakami, tak długo jesteście bezpieczni. Odradzam natomiast wjazd na wydmy. Zakopiecie się.
Przyjaźni mieszkańcy.
Wadi Bani Khalid
 Po dwóch dniach spędzonych na pustyni chcieliśmy pobyć trochę nad wodą. Nasze drugie Wadi okazało się tym najprostszym. Wadi Bani Khaled jest bardzo skomercjalizowane i łatwo dostępne. Podjeżdża się samochodem pod główne zbiorniki, dosłownie pięć minut spacerem chodnikiem i jest się przy restauracji. Jeżeli chcecie przepłynąć całe wadi, to zaczynacie już tam płynąć. Pamiętajcie tylko o odpowiednim ubiorze (tutaj nie bikini), butach oraz worku żeglarskim lub saszetce na Wasze drobiazgi. Miejscami można iść, ale miejscami trzeba płynąć, więc Wasze rzeczy będą mokre.  Możecie też przejść górą, po skałach i dotrzeć do bardziej odludnych basenów i przepłynąć tylko część. W górnej części nogi obskubią Wam małe rybki.

Pierwszy zbiornik wodny, tutaj się raczej nikt nie kąpie.
Krótki kanał do przepłynięcia w bardziej odludnym miejscu. Ponieważ nie ma tu lokalnych mieszkańców, można wskoczyć w bikini. Uwaga na podłoże, we wszystkich odwiedzonych przez nas wadi było ślisko.

Ras Al Jinz
To miejsce słynie z plaży, na której wylęgają się żółwie. Spać możecie niedaleko ośrodka. W środku znajduje się restauracja (jedząc tam przepłacacie), za 1riala dostaniecie kod do Wifi (ważny 4 godz), a za 7riali wieczorem możecie dołączyć do grupy i zobaczyć jak żółwie wychodzą na brzeg. Warto mieć ze sobą latarkę. W samym ośrodku możecie też spać, ale my zdecydowaliśmy się na spanie w samochodzie.

Plaża jest zamknięta od godziny 16. Za wstęp w ciągu dnia pobierana jest opłata. Za skałami możecie podziwiać kolorowe kraby.
Jeżeli chodzi o oglądanie żółwi nocą, to akurat wydaje mi się, że warte jest to swojej ceny. Przewodnik dużo opowiada, co więcej płaci się przed samym wyruszeniem, gdy pracownicy sprawdzą, że żółwie są. Nie ma więc opcji, że płacicie i ich nie spotkacie. Jednak nie nastawiajcie się na jakieś magiczne przeżycia..... Jedyna magia, to świecący w nocy plankton.

Al Hadd
Al Hadd słynie z żółwi i różowej plaży. Musicie dojechać do końca starego pasa startowego i wjechać na piasek w lewo. Tylko zatrzymajcie się w porę, bo ugrzęźniecie. W okolicy kręcą się naganiacze, którzy za opłatą wezmą Was na łódkę i pokażą żółwie oraz odludne plaże z tysiącem krabów. Za taką atrakcję chcą 40 riali, ale jak nie mają chętnych to za 20 popłyną.

Różowy piasek to muszelki, najwięcej ich jest zimą, latem zupełnie zanikają.
Kolorowe kraby na odludnej plaży, dopłynąć do niej można tylko łódką.
Wycieczka łódką trwa ok 1,5 godziny. Podobno zdarzają się też w tym rejonie stada delfinów. Myśmy tyle szczęścia nie mieli, ale żółwi widzieliśmy sporo-  tzn. głowy żółwi, skorupę, płetwę - części wystające z wody.

Sur
Kolejny nocleg postanowiliśmy zarezerwować sobie w hotelu w Surze. To ładne miasto z portem i starymi Dau (dhow) - czyli tradycyjnymi arabskim statkami żaglowymi. Tutaj też zjedliśmy najdroższy obiad i wybraliśmy pieniądze z bankomatu. Nie wszystkie maszyny współdziałają z naszymi kartami. Trochę nam zajęło znalezienie takiej, co wyda nam gotówkę.

wieczorny spacer
Wadi Tiwi
To zdecydowanie moje ulubione wadi, ale jeżeli ktoś zaproponowałby mi powrót, to powiedziałabym "nie". Baseny są bardzo trudno dostępne. Lokalni przewodnicy za opłatą podprowadzają kawałek po feladżach, ale nie sprowadzają ze stromej góry. Po gaju palmowym możecie przejść sami, zielone strzałki pokazują trasę - nie warto brać przewodnika; natomiast ze zbocza góry schodzie się kiepsko.

Schodzicie z tej góry w dół. Na murku jest wymalowana zielona strzałka pokazująca kierunek - w dół. Dalej idziecie jak Wam wygodnie. Ja większość trasy pokonałam ślizgając się na pupie, a wracałam (bo jeszcze musicie tędy wrócić) na czworakach.
Jeżeli uda Wam się już tędy zejść, to dalej musicie zejść z wodospadu po linie. Schodzi się gorzej niż wchodzi, bo wracacie tą samą drogą; chyba że Wam ktoś przestawi samochód z samej góry gdzieś niżej. Podobno jest jakaś trasa zaczynająca się na górze i kończąca na dole wadi, ale myśmy szli sami i musieliśmy wracać na parking w wiosce Manib (?). Nie dajcie się nabrać po drodze. Ludzie będą Wam próbowali wmówić, że wadi jest już tu. Prawdziwe Wadi Tiwi zaczyna się wysoko w ostatniej wiosce, tam zgraja dzieci Was napadnie.

Najpiękniejsze i najbardziej odludne z wadi, które zwiedziliśmy. Tak, trzeba umieć pływać. Jeżeli czujecie się niepewnie w wodzie, to zaopatrzcie się w jakąś pomoc. Ja asekurowałam się workiem z naszymi rzeczami, który unosił się na wodzie.
Wadi Shab
Najpopularniejsze Wadi w Omanie. Starajcie się omijać w weekendy. Żeby do niego dotrzeć, trzeba zapłacić 1rial za króciutką przeprawę łódką, a następnie iść 40min. Problem tylko taki, że lokalesi sprzedający bilety na łódki mówią, żeby iść prosto i jak widzi się pierwszy zbiornik to zacząć płynąć. To nie tak.

Idziecie górą, tą drogą za mną, gdzie widzicie kabel. Nie płyniecie pierwszym zbiornikiem, bo później musicie przeprawiać się przez zarośla (tam widziałam węża). Dla pocieszenia powiem, że nie tylko myśmy tamtędy brnęli.
Szlak wiedzie koło tych rur, a myśmy już płynęli. 🙈
Wadi Shab słynie z przepięknej jaskini, do której prowadzi bardzo wąski przesmyk. W sezonie deszczowym, żeby się tam dostać trzeba zanurkować. W marcu można było przepłynąć z głową nad powierzchnią wody. Żeby dotrzeć do jaskini pokonuje się trzy małe baseny, miejscami się idzie, miejscami płynie. Pamiętajcie o butach! A Wasze rzeczy muszą być zapakowane w wodoszczelny worek, nie będzie ich gdzie zostawić.

W jaskini jest mały wodospad i lina. Z góry macie ładny widok na lazuryt wody oraz bardzo odosobniony mały basen. W porze deszczowej strumień wodospadu może być zbyt mocny by się wdrapać. Po linie wchodzi się dobrze, jedyny problem to pierwszy krok - trzeba się podciągnąć, bo w jaskini jest głęboko i nie ma się od czego odbić.
Maskat
Ostatni dzień zostawiliśmy sobie na zwiedzanie stolicy. Mieliśmy jeszcze samochód, więc nie musieliśmy korzystać z taksówek ani autobusów. W Maskacie warto zwiedzić Wielki Meczet, wstęp bezpłatny, otwarty tylko do 11.

Największy żyrandol Svarovskiego na świecie. W meczcie obowiązuje odpowiedni strój i zwiedza się go boso. Pamiętajcie gdzie zostawiacie buty. Pierwsza sala jest przeznaczona dla kobiet i jest skromna, dopiero główne pomieszczenie robi wrażenie.
Po zwiedzaniu meczetu podjechaliśmy na stary targ - Souq Mutrah, tam stoiska są otwarte do godziny 13. Jest to raczej tekstylny bazar, sporo jest też kadzideł, perfum i pamiątek. Pamiętajcie, żeby się targować.
W wielu przewodnikach polecają również odwiedzenie fortu w Maskacie, nam zabrakło na to czasu i ochoty. Odstawiliśmy samochód na lotnisko i pojechaliśmy do hotelu.

Z czystym sercem polecam Wam Oman na wakacje.


piątek, 12 kwietnia 2019

Oman - kraj 85

O przygotowaniach i praktycznej części mojej wyprawy możecie przeczytać w poprzednich postach. Dzisiaj chciałam się podzielić z Wami miejscami, które odwiedziłam.

Nakhl
Fort i gorące źródła.

Wstęp kosztuje 500 bias, w środku jest sporo pomieszczeń do obejrzenia.
Po spacerze po murach chcieliśmy się odświeżyć w gorących źródłach. I tu duże rozczarowanie. Znajdują się one w centrum, są zatłoczone, miejscowa ludność robi tam pranie, myje zęby i kąpie się - często wszystko w tym samym czasie. Możecie sobie pomoczyć nogi, ale kobiet zanurzających się w wodzie nie widziałam.

Wadi Bani Awf i przejazd przez Hamrę
Tutaj trafiliśmy zupełnie przypadkowo. Jechaliśmy w góry, a w lewo był zjazd na Wadi Bani Awf. Z dwoma nawigacjami się zgubiliśmy przejeżdżając przez okoliczne wioski, dwa razy pytaliśmy o drogę - moja znajomość arabskiego się przydała :)

Żeby pokonać całe Wadi trzeba mieć zapas kilku godzin, napotkani Francuzi powiedzieli też, że lepiej nie zapuszczać się bez przewodnika. Tutaj też pierwszy raz spotkaliśmy się z lokalną gościnnością. Zostaliśmy zaproszeni na piknik!
Z Wadi chcieliśmy się przebić do głównej drogi. Przejazd przez Hamrę jest tylko dla dobrych kierowców. Po drodze zgarnęliśmy też lokalnych autostopowiczów. Dla spokoju, umówiłam się z moim kompanem, że jesteśmy małżeństwem. Pierwszemu podwożonemu powiedziałam, że nie mamy dzieci - Arabowie nie mają oporów przed bardzo osobistymi pytaniami. Następnemu już mówiłam, że mamy.....

Jebel Shams
Na Góry Słońca planowaliśmy dwa dni, wyrobiliśmy się w jeden. Spaliśmy u samego podnóża - dziki camping - więc zaraz po śniadaniu wjechaliśmy na punkt widokowy.

Wielki Kanion z punktu widokowego. W okół kręcą się przewodnicy, którzy za opłatą chcą Was prowadzić trekkingiem. Jeżeli lubicie chodzić po drodze, to do wyboru są dwie trasy. Myśmy objechali dłuższą samochodem.
Zdania są podzielone, część osób mówiła nam, że na Jebel Shams nie można wjechać samochodem osobowym; natomiast spotkany przewodnik, powiedział, że da radę. Nasz pojazd miał napęd na cztery koła, a zaprawę zdobyliśmy już poprzedniego dnia. Droga w okół Kanionu jest dużo prostsza od tej przez Hamrę. Jeżeli chcecie objechać Jebel Shams (na szczyt wjechać nie można, bo jest to teren wojskowy), to kierujcie się na wioskę Kurb, na resort Sunrise. Widoki z tej strony są dużo bardziej porywające, niż te z punktu widokowego.

Jaskinia Hoota
Drugie rozczarowanie w Omanie, po gorących źródłach w Nakhl. Jaskinia jest ładna, ale wstęp to 7riali, czyli 70zł  - a w Europie mamy dużo więcej większych i ładniejszych miejsc.

W czasie zwiedzania nie można robić zdjęć, ale na koniec oprowadzania przewodnik powiedział, że w tym miejscu możemy sobie szybko pstryknąć fotkę.
Bahla
Tuż przy ruinach opuszczonego miasta spaliśmy w hotelu. Fort otwarty jest tylko do 16, ale po opuszczonych domach, możecie szwędać się wieczorem. Tutaj też zobaczyliśmy pierwszy Faladż - czyli system nawadniający.

Fortu już nie udało nam się zwiedzić, ale spacer po mieście duchów zostawił pozytywne wrażenie.
Nizwa
Targ w Nizwie musicie odwiedzić w piątek rano.

Pierwsze co, to biegnijcie na targ kóz (ale po kozach są też krowy i owce). Targ pustoszeje o 9:30. Jest to lokalna atrakcja. Handlujący spacerują w koło i wykrzykują ceny, a kupujący stoją po zewnętrznej i wewnętrznej stronie okręgu i próbują nabyć żywy inwentarz za jak najmniejsze pieniądze.
Po obejrzeniu tego specyficznego spektaklu możecie spacerować dalej po souqu (czyli arab. targ). W jednym miejscu handluje się bronią, w kolejnym warzywami, rybą, mięsem itd.

Birkat Al Mouz
Małe miasto z gajem palmowym, gdzie latają niebieskie ptaki. Jeżeli macie po drodze, to polecam zatrzymanie się tam ze względu na wspaniały Faladż. Kanał biegnie w okół meczetu, następnie przez ogrody, gaje. Wędrując nim możecie zobaczyć jak lokalna ludność robi pranie, myje się, a 100 metrów dalej w tej samej wodzie kobieta myje świeże warzywa na obiad.

Miejscowym kobietom nie należy robić zdjęć, panowie nie powinni im się też przyglądać, czy próbować nawiązywać kontaktu. Gdziekolwiek jesteście, zawsze witajcie się arabskim salam alejkum.
Ras Madrakah
Początkowo planowaliśmy dojechać aż do Salalah. Plan ten został zrewidowany przez odległości w Omanie. Udało nam się dojechać do Haima autostradą, a następnie skręciliśmy na południe kraju i urządziliśmy sobie dziki camping niedaleko Rad Madrakah. Ponieważ publiczna plaża pełna była lokalnych mieszkańców, zaparkowaliśmy późnym wieczorem na dzikiej plaży, a rano....

Niebieskie morze, porzucone samochody, ciepła woda, ani żywej duszy (można się kąpać w bikini).
I tysiące muszelek, których nikt nie zbiera.
Ciąg dalszy nastąpi.

niedziela, 7 kwietnia 2019

Oman praktycznie - część 2

Dziś skupię się bardziej na informacjach dla tych, którzy planują zwiedzać ten kraj aktywnie.
Jak napisałam Wam w pierwszej części, myśmy wypożyczyli samochód na miejscu w stolicy. Zapomniałam dodać, że jeżeli jest Was więcej, to możecie przeliczyć, czy nie wychodzi taniej wynajęcie samochodu już w Dubaju. Nam się to nie opłacało, ponieważ do wjazdu samochodem do Omanu potrzebne jest dodatkowe ubezpieczenie. Takie ubezpieczenie wystawia tylko kilka wypożyczalni samochodowych (np. Dollar).
Wracając do tematu:

Spanie
Początkowo rozpatrywaliśmy wzięcie namiotu, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się spać w samochodzie. Przed wyjazdem byliśmy na kilku spotkaniach z podróżnikami, którzy tak nocowali i sobie chwalili. Na youtubie możecie  zobaczyć vlog Jocoba Laukaitis, który pokazuje jak się śpi w samochodzie. Jeżeli rozpatrujecie taką opcję, to przed wypożyczeniem pojazdu sprawdźcie, czy tylne siedzenia rozkładają się na płasko i jaką dają powierzchnię. Kia Sportage sprawiła nam się dobrze jako łóżko, ale dla wyższych osób może być ona za mała. Dużym plusem takiego nocowania, jest fakt, że nie szukacie płaskiego terenu i nie tracicie czasu na rozkładanie namiotu. W kilku miejscach byłoby nam bardzo ciężko znaleźć teren bez kamieni. Dodatkowo, w Omanie bardzo szybko zapada ciemność. O 18:20 ktoś wyłącza światło i tyle! 😆 Rozglądajcie się za campingiem wcześnie!

Śniadanie z widokiem.
W Omanie możecie rozbijać się wszędzie, oprócz rezerwatów przyrody. Jeżeli jedziecie w porze deszczowej, to uważajcie na Wadi, w nocy może Was zalać. Koniecznie weźcie ze sobą śpiwór (na pustyni jest zimno w nocy), latarki, karimaty lub materac.

Sugar Dunes, świetne miejsce na camping. Chińska zupka na kolację. Zapas wody - konieczny. Pijcie dużo wody!
Spanie w hotelach - oprócz Maskatu, spaliśmy w Bahli, Al Ashkhara i Surze. Najdroższy hotel kosztował 300zł. Wszystkie były znalezione na bookingu. 

Jedzenie
Śniadania i kolacje robiliśmy sobie sami. Mieliśmy palnik przywieziony z Polski, a na miejscu dokupiliśmy do niego mini butlę gazową - starczyła na 2 tygodnie, a kosztowała jakieś 19zł. Przed wyjazdem z Maskatu zrobiliśmy zakupy w Carrefourze (obok lotniska). Herbatę i kawę mieliśmy własną z domu, wzięliśmy też podróżne kubki termiczne, sztućce, nóż i miseczkę. Kupowaliśmy arabski chleb (takie placki), topiony ser (Lebneh - czyli gęsty jogurt smakuje podobnie, a jest o ponad połowę tańszy), warzywa (ich lokalne pomidory są tańsze niż nasze) i to były nasze dwa posiłki dziennie. Dla urozmaicenia zjedliśmy dwa razy też zupkę chińską. Wszystkie te produkty i wodę do picia w 5lt butelkach kupowaliśmy na bieżąco. Nie róbcie zapasów, bo w takim upale wszystko się szybko psuje - nawet woda zaczyna śmierdzieć. W każdym mijanym miasteczku i na każdej stacji benzynowej uda Wam się zaopatrzyć w niezbędne produkty.
Na obiady zatrzymywaliśmy się w przydrożnych kawiarniach i barach. Większość tych miejsc prowadzona jest przez Pakistańczyków i Hindusów. Nie zawsze mówią oni po angielsku. "Ekel" - to jedzenie po arabsku, po tym kucharz albo pokaże Wam menu ze zdjęciami albo zaciągnie do kuchni i pokaże co ma w garnku.

Talerz dla dwóch osób w pakistańskiej piekarni - 2 riale razem z Colą.
Dwa talerze mięso (baranina i kurczak), ryż i sałatka - kuchnia pakistańska ok 4riali.
W takich barach nie ma Wifi, ani toalety; jest tylko miejsce do umycia rąk. Zazwyczaj dawano nam łyżkę i widelec, nóż sporadycznie.
Część tych miejsc może być zamknięta w czasie sjesty - nawet banki i urzędy są zamykane od 14 do 16.
Najdroższy obiad zjedliśmy w Surze w restauracji - ryba, chleb, przekąska i napoje to 18riali.
We wszystkich miejscach oferowane są świeże soki, tylko uprzedźcie, że bez cukru. Tak samo z kawą i herbatą, jeżeli nie chcecie z mlekiem i cukrem, to musicie to zaznaczyć od razu. Mała podpowiedź, kawa to Nescafe, prawdziwą piliśmy tylko w stolicy.

Toaleta
Wspomniałam Wam już, żebyście kupili sobie papier toaletowy. W wielu publicznych toaletach go nie ma. W tych bardziej turystycznych miejscach są one bardziej europejskie. W tych bardziej na odludziu są "do kucania" i jest wężyk :) Po kąpieli w słonej wodzie, to nawet fajne udogodnienie. Jeżeli chodzi o wodę do mycia, to nie kupujcie tej pitnej. Zatrzymajcie puste butelki i napełnijcie je w darmowych kranikach. Przy każdym meczecie jest taki kran, toaleta oraz miejsce ablucji. Trzeba tylko pamiętać, że miejsce dla pań jest zazwyczaj gdzieś z boku. Ja osobiście wolałam się myć mokrymi chusteczkami i spłukiwać wodą z butli; te łazienki przy meczetach ....

Wodopój - lokalni mieszkańcy piją taką wodę, myśmy się w niej tylko myli.
Jeżeli planujecie trekking w Jabal Shams, to możecie poprosić o udostępnienie pryszniców w resortach znajdujących się przy punkcie widokowym - koszt 3 riale (mają też wifi i kawę z automatu).
Porządne prysznice, mycie włosów oraz pranie (limit bagażu) robiliśmy we wspomnianych hotelach. 

Bezpieczeństwo
Oman jest jednym z najbardziej bezpiecznych krajów świata. Jeżeli chodzi o zagrożenia, to raz widziałam węża w wadi. Na pustyni skorpiona nie widziałam. Dwa razy pogryzły mnie komary. Raz stanęłam oko w oko z karaluchem. Przed wylotem wykupiłam ubezpieczenie podróżne na dwa tygodnie - kosztowało niecałe 90zł w AXA.
Co może być frustrujące, to w weekendy wielu miejscowych robi sobie długie nocne pikniki ze światłem i głośną muzyką. Jeżeli chcecie spać, to wybierajcie odludne miejsca. Na północy w Wadi Tiwi napotkaliśmy się z "przewodnikami", którzy chcą odpłatnie pokazywać drogę. Żądają 5riali - czyli 50 zł za 5 minutowy spacer. Gorzej, że niekoniecznie pokazują właściwą drogę.....

Jazda samochodem
W Omanie samochody mają zamontowane ostrzeżenie o przekraczaniu 120km/h. Denerwujące Bi Bi Bi Bi...  W niektórych samochodach odzywa się tylko kilka razy i milknie. Szybciej i tak pojedziecie tylko na bocznych drogach, wszystkie główne mają radary. Ograniczenie na 3 pasmowej trasie może być nawet do 80km/h! Na autostradzie to 120. W każdej małe miejscowości (typu 2 domy), to 60 i niżej. I te progi zwalniające!!!! Jeżeli planujecie zwiedzić cały kraj w dwa tygodnie, to od razu zmieńcie plany.

Taki widok, to norma.
O tym, co nam się udało zobaczyć, przeczytacie w następnym wpisie.

czwartek, 4 kwietnia 2019

Oman praktycznie - część 1

Swoją relację z Omanu - co ciekawe jest to jedyne państwo na "O", zacznę od kilku praktycznych porad.

Kiedy jechać?
Jeżeli planujecie zwiedzanie tego pięknego kraju, to pamiętajcie, żeby wybrać się tam jesienią / zimą. Myśmy byli 2 ostatnie tygodnie marca i było już bardzo gorąco. To szczególnie ważne, jeżeli wybieracie się na pustynię lub planujecie spać w namiocie (albo i w samochodzie). 
Wjazd na pustynię jest odradzany od kwietnia.

Wiza
Wizę do Omanu musicie kupić przed podróżą online. Tutaj zwróćcie uwagę na jakiej stronie ją kupujecie. Wiza na miesiąc kosztuje 20Riali, ale wiele stron pobiera dodatkową opłatę. Na oficjalnej, rządowej stronie nie ma opłat. https://evisa.rop.gov.om/
Potrzebne jest tylko zdjęcie elektroniczne i skan paszportu. Pamiętajcie, że wiza ma datę ważności.

Jak dojechać?
Ponieważ był to wyjazd budżetowy, to szukaliśmy taniego połączenia lotniczego. Nasz wybór padł na Emirates z Warszawy. Dobre oferty pojawiają się też z Wizzair z Katowic - jeżeli macie duży zapas czasu, to poczekajcie na promocję. Pamiętajcie tylko o konieczności dopłaty do bagażu.
Z Dubaju do Maskatu pojechaliśmy autobusem. Otwarty bilet w dwie strony kosztuje 90Dhs, płatność tylko gotówką. Bilety kupuje się u pracownika przed wejściem do pojazdu na 30min przed odjazdem. Nie ma możliwości rezerwacji miejsca, kto pierwszy ten lepszy.
Autobus firmy Muwasalat ma kilka przystanków w Dubaju i w Maskacie. W obu miastach zatrzymuje się na lotnisku. Myśmy jechali pierwszymi, czyli odjazd był przed 7 rano. rozkład
Przejazd trwa od 6godz. Dokładny czas nie jest znany, bo zależy on od przejścia granicznego - i tak w drodze powrotnej czekaliśmy na granicy 2 godziny. Weźcie ze sobą sweter i przekąski. W autobusie jest Wifi, ale trzeba mieć lokalny numer.
Z lotniska w Maskacie do centrum jedzie autobus 1B. Płatność u kierowcy 500 Bias (czyli 5 zł). Kantor i bankomat znajdziecie na lotnisku.

Przejście graniczne
Nie jest jedno, wychodzi się 3 razy. Aby wyjechać z ZEA trzeba wnieść opłatę ok 35Dhs, można płacić kartą. Następnie jest granica omańska i jeszcze celnicy. Przygotujcie się na to, że Wasze bagaże będą sprawdzone. Uwaga na leki przy wjeździe do Emiratów. Trzeba pokazać wszystkie, jeżeli jakieś są podejrzane, to są sprawdzane.

Wynajem samochodu
Jeżeli chcecie zobaczyć ten kraj, to musicie niestety wynająć 4x4 samochód. Koszt na 2 tyg to ok 3000 zł. Jeżeli planujecie zwiedzać tylko okolice Maskatu, to możecie wziąć osobowy. Dla pocieszenia dodam, że paliwo kosztuje 1,98 zł. Myśmy skorzystali z portalu CarFlexi.

Kia Sportage sprawdziła się świetnie w górach, na campingu, na plaży, ale na wydmy wjechać nie daliśmy rady. Uwaga: ubezpieczenie nie obejmuje wyciągania z piasku.
Hotele
Co kilka dni zatrzymywaliśmy się w hotelu. Wszystkie były wybrane z booking.com. Najdroższy kosztował 300zł. Wszystkie miały wifi, 2 były ze śniadaniem. W stolicy spanie mieliśmy opłacone punktami lojalnościowymi.

Wifi
Nie kupiliśmy lokalnej karty. Korzystaliśmy z hotelowego, w centrum handlowym, na lotnisku. Zatrzymaliśmy się też 2 razy na kawę w hotelach, gdzie prosiliśmy o hasło dostępu. Wifi nie jest tu jeszcze tak popularne i wiele restauracji go nie ma.

Mapa
Jeżeli planujecie objazd nawet części kraju, to ściągnijcie sobie mapę offline z OsmAnd. Mieliśmy też GoogleMaps offline, ale nie wszystkie drogi tam były. Będziecie bezpieczniejsi mając obie opcje.

Co zabrać?
Krem z filtrem, okulary słoneczne, czapkę, długie spodnie lub spódnicę, długi rękaw i chustę (będą potrzebne do wejścia do meczetu), bluzę (na pustyni jest chłodno w nocy), buty do pływania, strój do pływania (kostium kąpielowy plus jakiś Tshirt i spodenki, w miejscach publicznych proszą o zakrywanie się), papier toaletowy :), latarkę, odżywkę do włosów (drogie Panie, po tygodniu moje włosy przypominały siano), brytyjską wtyczkę.

Strój obowiązkowy w meczecie. W krajach arabskich w krótkich spodniach chodzą tylko turyści. 
Strój do pływania w miejscach publicznych. Dno w wadi jest bardzo śliskie, a droga do basenów pełna kamieni. Buty nie mogą się ślizgać. 
Jeżeli planujecie camping, to koniecznie zajrzyjcie tutaj za parę dni. Więcej informacji w następnym poście.
Jeżeli macie jakieś pytania, to piszcie.