poniedziałek, 19 lutego 2018

Norymberga

Po dłuższej przerwie w lataniu udało mi się dostać zlecenie od pewnej firmy. W świecie operatorów małych jetów, nie jest to rzecz niespotykana. Od czasu do czasu potrzebni są freelancerzy, którzy luzują przepracowaną załogę, albo wskakują na miejsce chorej stewardessy. Oczywiście trzeba mieć doświadczenie w tym zawodzie, żeby dostać takie zlecenie i często znajomości, żeby być na początku listy zastępczej.
I tak właśnie znalazłam się w stolicy Frankonii, drugiego co do wielkości miasta Bawarii.

Pogoda średnio nam dopisała.

dziedziniec zamku
widok ze wzgórza zamkowego
Tak bardzo zmarzliśmy, że trzeba się było posilić.

Tradycyjne kiełbaski z kiszoną kapustą i preclem - całość 10 euro. W tej restauracji serwowano na "średniowiecznych" talerzach.
Co najbardziej podobało mi się w Norymberdze? Rękodzieło.

stragan z ręcznie dekorowanymi piernikami
sklep z tradycyjnie wyrabianymi zabawkami
świąteczna ozdoba wycięta z blachy i ręcznie malowana
W tym cudeńku wiszącym w oknie się zakochałam. Ponieważ jeden mały zajączek kosztował 15 euro, to nie miałam odwagi spytać o cenę tego dzieła.
-"Gdzie ty mnie prowadzisz" - spytałam ze śmiechem mojego kapitana. Szliśmy wzdłuż murów starego miasta, a w oknach po lewej stronie mijaliśmy roznegliżowane panie wabiące przechodniów do środka podejrzanych lokali.
-"Wiesz co, ja byłem już kilka razy w Norymberdze, ale nigdy tutaj nie trafiłem. To ty mnie jakoś tak wyprowadziłaś...." - odbił piłeczkę hiszpański pilot.

Wybierając się na targ rękodzieła (tutaj) uważajcie żeby nie zabłądzić. Przez przypadek możecie się znaleźć w czerwonej dzielnicy :)


2 komentarze: