sobota, 30 września 2017

Z życia stewardessy wzięte, czyli co je stewardessa?

Wiele osób pyta mnie, czy dostajemy posiłki na pokładzie? Wyżywienie załogi zależy od zasad panujących w firmie. W najgorszych low-costowych liniach może być tak, że nie dostaje się nawet wody! I nie mówię tu tylko o cabin crew, piloci też muszą przynieść swój prowiant na pokład. W innych dostaje się pudełko lunchowe - gdzie znajduje się owoc, kanapka, jogurt, batonik (zależnie od pory dnia) ale nie ma w nim gorącego posiłku.
W większości firm komercyjnych załogi dostają tacki podobne do pasażerskich z gorącymi daniami do odgrzania. Wiem, że pracując np. w Emirates można zaznaczyć alergie, czy też preferencje jedzeniowe (np. wegetarianizm, gluten free itp).

Co jem ja? Otóż w mojej firmie wypełnia się formularz, co by się chciało dostawać na poszczególne posiłki. Podaje się kilka propozycji śniadań, obiadów, przekąsek i kolacji. Dział cateringu, który zamawia jedzenie dla pasażerów zamawia również dla załogi kierując się właśnie tym formularzem. Tak więc w czasie lotu wyżywienie mam zapewnione. Co więcej, na prywatnych jetach zamawia się dla pasażerów dużo więcej niż ci są w stanie zjeść. Jeżeli nie mam ochoty na swój posiłek zawsze mogę (po tym jak moim podróżni zostali nakarmieni) coś tam sobie jeszcze skubnąć z ich menu. Zdarzają się też takie loty, że nie mam czasu zjeść nawet swojego posiłku, nie mówiąc już o kosztowaniu innych specjałów. W swojej karierze zrobiłam sześciogodzinny lot w czasie którego nie udało mi się wypić małej butelki wody.
Po locie, jeżeli nie ma obowiązku wyrzucenia jedzenia (takie prawo obowiązuje np. w USA, Australii, Kanadzie i Nowej Zelandii) załoga często zabiera jedzenie za sobą do hotelu.

Moja sałatka w prze-aranżowanym minibarze. Wyciągam hotelowe napoje i wkładam swoje jedzenia.
Tak jest gdy latam. Gorzej gdy siedzę w hotelu na dyżurze, bo wtedy nikt mi jedzenia nie zapewnia. W niektórych hotelach, dzięki programom lojalnościowym, mamy śniadanie zapewnione. Wtedy mamy bezpłatną wyżerkę. Jeżeli nocujemy w hotelu bez takiej opcji, to niestety musimy za śniadanie zapłacić. (Zaznaczam tu, że cabin crew nocując poza bazą otrzymuje diety, w mojej firmie wypłacane są one z następną pensją, po rozliczeniu się przez system online. W innych liniach często załogi otrzymują lokalną walutę w kopertach w momencie meldowania się do hotelu.)

Śniadanie w hotelu to koszt od 20$, zależnie od klasy i lokalizacji noclegowni.
Żeby nie wydawać tyle pieniędzy, staramy się jeść poza hotelem.

Śniadanie w popularnym w Stanach Starbucksie - 10 $.
Podobnie ma się sytuacja z obiadem, czy też kolacją. W hotelu jem tylko, gdy nie mam innego wyjścia (np. nic nie ma w okolicy, mamy lot wieczorem i muszę odpocząć, jestem chora/zmęczona/sfrustrowana).

Obiad w Panda Express - 10 $.
Oczywiście, często załoga wychodzi razem do lokalnej restauracji. Wtedy nie ma co liczyć na wydanie 10$ ;) . Jednak spędzania wspólnego czasu i poznawanie lokalnych potraw warte jest poniesienia większego wydatku. No chyba, że nie lubi się swojej załogi... ale to już oddzielny temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz