niedziela, 19 listopada 2023

Annapurna Base Camp Trek cz.I

 Ponieważ z Nepalu sporo będzie postów, to do wyczerpania tematu będą się one ukazywać dwa razy w tygodniu. 😄 Dziś pierwszy wpis. 

Z Kathmandu wzięliśmy autobus do Pokhary. Powiedziano nam, że będzie jechał osiem godzin. Jechał dziesięć, ale to zgadzało się z opiniami znalezionymi w Internecie.  Droga jest okropna, wieczne naprawy, mijanie się na zapałkę, postoje (można coś zjeść). Koszt ok 12 $ - zależy od standardu, niestety u nas bilety na VIP (sofy) były wyprzedane. Przy takiej drodze wygodny fotel jest ważny.

Z dworca autobusowego wzięliśmy taksówkę do hostelu położonego nad jeziorem 600 Rupii, ale kierowca wpierw chciał 1200. W Nepalu wszędzie trzeba się targować (oprócz jedzenia na szlaku, bo tam ceny ustalane są odgórnie). Hostel zarezerowałam przez Booking. 

W Pokharze spaliśmy w hostelu Eagle Zone z widokiem na jezioro (za widok się dopłaca). Koszt 16 $ ze śniadaniem (kiepskim).

Po krótkiej nocy - chwilę po godzinie 8 rano ruszyliśmy taksówką (3000 Rupii) do Nayapul. Tam zaczęliśmy trekking, ale lepiej podjechać do pierwszego check postu w Birethanti.

ACAP - czyli pozwolenie na wędrówkę po regionie Annapurny załatwiliśmy w Kathmandu. Kosztowało 3000 Rupii i wymaga 2 zdjęć. Nie potrzeba Tims i przewodnika (wiem, że przepisy mówią inaczej, ale jest to martwe prawo).

Z Birethanti ruszyliśmy w lewo do Ulleri. Pierwszy dzień jest ciężki - 12 km głównie po schodach. I wiem, że 12 km to nie jest dużo (o tym jeszcze niżej), ale po tych stopniach to idzie się z prędkością ok 2km/h.

O pakowaniu napiszę osobno, ale jeżeli nie bierzecie tragarza, to weźcie mało. Konieczne są kijki trekkingowe! 

W Ulleri spaliśmy w Prastuti Guest House. Był internet, prysznic (ale woda raczej chłodna), czyste pokoje i dobre jedzenie. Z dużych plusów, jeśli zjecie tutaj dwa posiłki, to nocleg jest bezpłatny.

Pierożki MoMo. Daal czyli ryż z dodatkami ma tą zaletę, że dają darmową dokładkę. Dla nas porcja i tak była za dużo. Piliśmy herbatę z imbirem i miodem (dobrze wpływa na chorobę wysokościową i rozgrzewa). Piwo jest, ale im wyżej tym droższe. 
Po noclegu i śniadaniu ruszyliśmy dalej. Drugiego dnia mieliśmy do przejścia 8km. Znowu były schody, ale zdecydowanie było ich mniej i więcej było płaskiego.
Teraz napiszę coś o tych kilometrach. To są odległości w linii prostej. Jak patrzycie na mapę albo googlujecie, to widzicie 8km. Po przejściu zegarek mierzący faktyczne odległości pokazuje 17km.

Takie ładne wioski po drodze mijaliśmy.

I że ja nie wejdę do wody? Szlak wiedzie przez mostki i kładki. A woda lodowata.


Drugiego dnia musieliśmy dojść do Gore Pani. Tutaj zapłaciliśmy 500 Rupii za nocleg.
Trzeci dzień rozpoczęliśmy od spaceru (schody znowu) na Poon Hill na wschód słońca. Musieliśmy wyruszyć o 5 rano. Potrzebne są czołówki, ciepłe ubranie (głównie jak się stoi i czeka) oraz 150 Rupii od osoby na bilet wstępu. Na górze można kupić gorące napoje, więc warto mieć więcej gotówki.
Warto się wspinać (jakąś godzinę to zajmuje) i warto poczekać. 
Po pięknym wschodzie wróciliśmy na śniadanie do naszego hostelu. I szybko w drogę. Musieliśmy dojść do Tada Pani. Jak wygląda droga? Znowu schody. To nie jest trekking dla osób mających problemy z kolanami.

Tu już było chłodniej. Dwa kijki i opaska pomaga przy schodzeniu w dół.
W Tada Pani wiele osób zaczyna trekking. Mogą być problemy z noclegiem, miejsc jest wiele, ale z jednego zostaliśmy odesłani z kwitkiem. Właściciele się znają, więc dzwonią do siebie i pytają o wolne miejsca. Nas skierowaniem do Hotel Magnificent. 😄 Z plusów: było wyjątkowo ciepło w pokoju, bo piec na dole rozprowadzał ciepło po piętrze, woda pod prysznicem była gorąca (ale łazienka znajduje się na zewnątrz) i znowu dostaliśmy pokój gratis za zakup posiłków na miejscu.
WiFi we wszystkich dotychczasowych hotelach działało bez zarzutu, a dwa pierwsze miały nawet kontakty w pokojach. 

Ciąg dalszy już w środę.

2 komentarze: