piątek, 25 marca 2016

Wielkanoc

internet

Nie zliczę ile razy nie było mnie w domu na różne święta. Tym razem się udało! Wielkanoc spędzam z najbliższymi, czego i Wam życzę!
Wesołych Świąt!

 P.S. Do zobaczenia w kwietniu.

czwartek, 24 marca 2016

Zostać stewardessą? - cz. XII

Ostatnio dostałam zapytanie na swojej stronie na FB dotyczące poszukiwania pracy. Ci z Was, którzy czytali moją książkę, wiedzą, że ja ogłoszenie znalazłam w gazecie. Obecnie można takie ogłoszenia znaleźć nie ruszając się z kanapy. Jak się za to zabrać?

Zastanów się gdzie chcesz latać. Znajdź swoją wymarzoną linię lotniczą i odwiedź ich stronę internetową. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę np. słowo Emirates. Wejdź w zakładkę praca lub Careers, a następnie kliknij na Cabin Crew Vacancies  . Na dole strony znajduje się przycisk Apply. Dzięki temu możesz aplikować online i zostaniesz powiadomiona o najbliższych rekrutacjach. 
Możesz starać się do dowolnej liczby firm w tym samym czasie (osobiście polecam wysłanie zgłoszeń do kilku wybranych). Jeżeli nie masz konkretnych wymagań co do swojego przyszłego pracodawcy, tylko chcesz zacząć latać, to ubiegaj się wszędzie!

Wszystkie wielkie linie lotnicze mają też swoje Dni Otwarte. Śledź strony internetowe poświęcone szukaniu pracy. Wystarczy, że wpiszesz "cabin crew" w pracuj.pl i od razu wyskoczą Ci wszystkie aktualne oferty (w dniu pisania tego postu wyskoczyło mi 16).

Inna metoda szukania to przeglądanie forów lotniczych. Ja polecam takie:
http://jobs.cabincrew.com/
http://www.aviationjobsearch.com/cabin-crew
http://cabincrew24.com/
Można tam nie tylko znaleźć najnowsze oferty pracy, ale też poczytać o doświadczeniach innych miłośników lotnictwa.

Życzę powodzenia w szukaniu pracy!

internet

niedziela, 20 marca 2016

Podróże stewardessy

"Ty to masz szczęście, możesz sobie podróżować" - słyszę od dziesięciu lat. I to prawda, że dzięki swojej pracy udało mi się zobaczyć wiele. Jednak czasy gdy załoga lotnicza leciała do Ameryki Południowej, żeby spędzić tam tydzień, dawno już minęły.
Dziś post o podróżach przeciętnego cabin crew.

internet
W czasie rozmowy o pracę w liniach lotniczych większość kandydatów podkreśla swoją miłość do podróży, poznawania nowych miejsc i kultur, i do spotykania nowych ludzi. I większość z nich nawet nie kłamie, taki panuje stereotyp o tym zawodzie. Każdy nowy członek załogi pokładowej wyobraża sobie swoje przyszłe życie jako ciąg lotów do fascynujących destynacji, gdzie następnie spędzi kilka dni. Zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne.
Zacznijmy od tego, że wiele firm w ogóle nie ma pobytów, wszystkie loty to turnaroundy (czyli załoga nie opuszcza samolotu, tylko po zabraniu nowych pasażerów leci dalej). A jeżeli już są jakieś layovery, to często są one kilkunastogodzinne - przesypia się noc, aby rano lecieć dalej.

Z własnego doświadczenia
Pamiętam gdy latałam z Bliskiego Wschodu do Nowego Jorku. Czternaście godzin w jedną stronę, 23 godziny odpoczynku w mieście i powrót - czternaście godzin. Przeciętny czytelnik powie: "23 godziny? Świetnie! Da się zwiedzić pół miasta". No to nie do końca tak jest.
Dwadzieścia trzy godziny odpoczynku jest liczone od lądowania do startu, czyli w rzeczywistości wygląda to tak:
-Pożegnanie 380 pasażerów (lataliśmy na Airbusach 340), sprawdzenie kabiny i opuszczenie samolotu zajmowało nam ponad godzinę.
-Przejście przez lotnisko, odprawa celna i odebranie swojego bagażu - kolejna godzina.
-Dojazd do hotelu i zameldowanie się i mamy już minus 3 godziny.
-Wejście do pokoju, zmycie makijażu, prysznic, przebranie się - czwarta godzina.
-Zbiórka na lot w drogę powrotną - trzy/ cztery godziny przed startem (zależnie od lokalizacji hotelu).
Z 23 godzinnego pobytu zostawało nam 15 godzin na zwiedzanie, ale w to musimy wliczyć sen - 8 godzin, jakiś posiłek i przygotowanie na lot - godzina.
Reasumując zostawało nam SZEŚĆ godzin na zwiedzanie Nowego Jorku. W tym czasie udało mi się obejrzeć Manhattan, Central Park, Empire State Building - oczywiście nie w czasie jednego pobytu.

Jak zwiedzać będąc stewardem / stewardessą?
Po pierwsze - nie dać się zmęczeniu! Jeżeli po długim locie choć na chwilę położycie się na łóżko, wierzcie mi, już z niego nie wstaniecie! Zaraz po wejściu do pokoju należy wziąć szybki, chłodny prysznic i w drogę.
Często będzie tak, że nikt inny z załogi nie będzie chciał zwiedzać. Odradzam rezygnowanie z wyprawy, bo inni nie chcą. Ludzie mają różne potrzeby, a Wy możecie tego samego lotu tak szybko nie dostać. Będąc cabin crew uda Wam się odwiedzić kilka miejsc, jeżeli naprawdę tego chcecie i takie drobnostki jak samotna wyprawa, deszcz, czy zmęczenie Was nie pokonają!
Moja rada: przed wylotem sprawdźcie transport miejski, lokalizację hotelu i wyznaczcie sobie jeden obiekt, który chcecie zobaczyć. Nie ma sensu zakładać, że w czasie kilkunastu godzin w Paryżu uda Wam się obejrzeć Wieżę Eiffla, Notre Dame, Łuk Triumfalny i zahaczyć o Luwr. Do tego napić się gorącej czekolady, pospacerować nad Sekwaną i jeszcze zdrzemnąć przed lotem powrotnym. Pamiętajcie, że do wszystkich atrakcji turystycznych będą kolejki, a i możecie się zgubić w komunikacji miejskiej. Lepiej zakładać mniej i dodawać, jeżeli wystarcza czasu i sił. I zawsze bierzcie zapas czasu na nieoczekiwane sytuacje w drodze powrotnej. Awaria metra, strajk na kolei i jesteście spóźnieni na zbiórkę.

Bilety zniżkowe
Jeżeli Wasz pracodawca zapewnia Wam bilety zniżkowe i jeżeli Wasze zdrowie Wam na to pozwala, wykorzystajcie je maksymalnie. Wiem, że się nie chce, wiem że często nie ma z kim, ale jeżeli zrezygnujecie z pracy w liniach komercyjnych, to będziecie tego żałować. Ja żałuję. 

internet


Udanego zwiedzania!

wtorek, 15 marca 2016

kafelki

Azulejos, czyli płytki ceramiczne są jednym z symboli Portugalii. Na Półwysep Iberyjski technikę ich wyrabiania przynieśli najprawdopodobniej Maurowie w XI wieku. W czasie swojego wypadu do Lizbony biegałam zachwycona po starym mieście i robiłam zdjęcia budynkom ozdobionym tradycyjnymi kafelkami.

Dawniej częstym motywem były tematy religijne.

Wiele budynków ma całe fronty wyłożone płytkami.

Często spotykanym kolorem jest niebieski.


Niektóre pełnią funkcję reklamy.

tu dla odmiany w fioletach
okrągła dekoracja

A tu nieczynny wodotrysk, ale jaki piękny!

czwartek, 10 marca 2016

Sintra

Dzień trzeci w Portugalii postanowiliśmy spędzić poza Lizboną. Wynajętym samochodem (63 euro z GPSem) udaliśmy się do Sintry. To miasto położone jest ok 30 km od stolicy i zasłużenie przyciąga tłumy turystów. Jeżeli wybieracie się na Półwysep Iberyjski w sezonie turystycznym, to odradzam wyprawę samochodem. Już teraz w marcu, mieliśmy problem ze znalezieniem parkingu.

W Sintrze jest tak dużo do zobaczenia, że musieliśmy zdecydować co chcemy zwiedzić, a co sobie darujemy. Na początek wybraliśmy Zamek Maurów - Castelo dos Mouros.

Do tego miejsca dojechaliśmy samochodem, dalej już tylko piesza wspinaczka.
Jest to średniowieczny zamek obronny, który zapewniał świetny punkt obserwacyjny na Atlantyk i Lizbonę. Bilet wstępu kosztuje 8 euro, a z zamku można podziwiać całą okolicę.

I w górę, i po schodach, i tak 40 minut.
Wspinaczka zdecydowanie się opłaca. Warto nie narzucać sobie dużego tempa, żeby mieć siły na wdrapanie się na wieże!
Murami można przejść dookoła. Uwaga na wiatr!
Widok na Pałac Pena - ponieważ opinie na jego temat są podzielone, postanowiliśmy zrezygnować ze zwiedzania.
Widok z góry na nasz kolejny cel.
Po zejściu z Zamku Maurów (pocieszające jest to, że schodzi się dużo szybciej niż wchodzi) podjechaliśmy do Quinta da Regaleira. Jest to rezydencja i park zaprojektowany przez Luigi Manini na polecenie Carvalho Monteiro, który był masonem. Park pełen jest tajemniczych grot, podziemnych przejść i tuneli (tu przydaje się latarka w smartfonie). Miał być on przedstawieniem boskiego i ziemskiego porządku, obrazem kosmosu.

Do kaplicy można przejść poziomem zerowym, lub też tunelem prowadzącym przez kryptę.
Wnętrze kaplicy zawiera krzyż templariuszy.
W Grocie Ledy znajdują się kręte schodki na wieżę.
Dla uzyskania lepszego widoku można się wdrapać tutaj.
Wstęp do Quinta da Regaleira kosztuje 8 euro. Warto poświęcić trochę czasu na pospacerowanie po niesamowitym ogrodzie oraz samym domu.

główny hol rezydencji
Do mojej ulubionej atrakcji parku trzeba przejść tędy.

Skacząc po kamieniach dotrzemy za wodospad, gdzie rozpoczyna się sekretny tunel.

Miejscami tunel jest oświetlony, a miejscami włączałam latarkę w telefonie. Tunel przecieka, trzeba więc uważać na obuwie.
Jeżeli dobrze wybierzemy korytarz, to dotrzemy do Studni Inicjacji - 27 metrów pod ziemią.
Studnia Inicjacji, czy też Wtajemniczenia ma bezpośrednie odniesienie do Dantego i dziewięciu kręgów piekła. Cała posiadłość pełna jest symboli antycznych (np. Promenada Bogów) i chrześcijańskich. Trzeba sporo czasu, żeby wszystko zobaczyć.

W drogę powrotną do Lizbony udaliśmy się poprzez Cabo da Roca - czyli najdalej wysunięty na zachód kraniec Europy.

koniec Starego Kontynentu
To był ostatni dzień mojego marcowego wypadu do Portugalii i pozostawił mnie oczarowaną tym fragmentem Europy. A teraz wracam do "życia stewardessy". 

niedziela, 6 marca 2016

Lizbona

W tym tygodniu udało mi się polecieć do Lizbony - była to moja pierwsza wizyta w tym mieście. Kilka lat temu byłam w Faro i na Maderze, ale stolica Portugalii urzekła mnie swoim pięknem. Jeżeli macie kilka dni wolnego, to polecam!
Zacznijmy jednak od początku. Bilety lotnicze TAP kupiliśmy kilka tygodni wcześniej po promocyjnej cenie. Niestety nie są one tanie, warto więc wyszukiwać okazji. Dzięki mojej karcie lojalnościowej w sieci hoteli Marriott noclegi mieliśmy za darmo! I to ze śniadaniem!
Mając dwa dni zainwestowaliśmy w bilety na autobus Hop On Hop Off. Koszt to 19 euro, ważny dwa dni i zapewniający dogodny dojazd do najważniejszych miejsc.

DZIEŃ 1
Rozpoczęliśmy od dzielnicy Alfama, czyli starego miasta, słynnego między innymi z żółtego tramwaju (zapchanego nawet poza sezonem turystycznym).

Koszt przejażdżki 2,85 euro - płatne u motorniczego.
Linia 28 zabierze nas w górę na Zamek św. Jerzego - Castelo De S. Jorge, warto wysiąść tam, a schodząc w dół zgubić się w urokliwych uliczkach. Można też pojechać do końca linii zjeżdżając w dół po drugiej stronie wzniesienia -  niestety na pętli zostaniemy wyproszeni i pozostanie nam wspinaczka schodami, lub zakup nowego biletu.

Wybraliśmy schody.

widok z zamku

Zamek św. Jerzego był twierdzą zbudowaną przez Maurów w XII w., uległ zniszczeniu w czasie trzęsienia ziemi w 1755 roku. Bilet kosztuje 8,50 euro - widoki przepiękne, ale w sumie nic ciekawego tam nie ma.

W zamkowej kawiarni panoszą się pawie, ten był dziwnie odbarwiony. Koszt Latte to 2,50 euro.
Plac Handlowy znajduje się przy rzece Tag i jest jednym z głównych punktów miasta.
Spacerem zeszliśmy z Alfamy (wróciliśmy tam jeszcze następnego dnia) i obok Placu Handlowego - Praça do Comércio wsiedliśmy w Hop On Hop Off, który zawiózł nas do Klasztoru Hieronimitów.

Wpisany na listę UNESCO Mosteiro dos Jerónimos.
Wstęp do kościoła jest bezpłatny, a we wnętrzu znajduje się grobowiec Vasco da Gamy.

Niesamowite wnętrza - koniecznie odwiedźcie!


Co do samego klasztoru, to trzeba zakupić bilet -10 euro. Nie zrozumcie mnie źle, ale do zobaczenia jest jeden dziedziniec, a cena wygórowana.

precyzyjna robota
Z klasztoru można przejść pod Pomnik Odkryć Geograficznych oraz pod drugi obiekt z listy UNESCO - Torre de Belém.

Kiedyś obiekt militarny, swojego czasu również więzienie, dziś wizytówka Lizbony.
Wstęp na wieżę kosztuje 6 euro, jeżeli kupuje się bilet razem z wejściem do klasztoru jest taniej, ale - tylko do 15:30. Przy wejściu na najwyższe piętra wieży obowiązuje ruch jednostronny, jest nawet sygnalizacja świetlna! Widoki warte są odstania w kolejce.

DZIEŃ 2
Ponownie wskoczyliśmy na pokład turystycznego autobusu - tym razem wybraliśmy się do nowoczesnej części miasta. W 1998 roku Lizbona była gospodarzem targów Expo. Polecam tę część miasta dla Wszystkich zainteresowanych współczesną architekturą. Tutaj znajduje się również oceanarium. My zwiedzaliśmy przejazdem z odkrytego double decker'a. Autobusy Hop On Hop Off wszędzie wyglądają podobnie - górne piętro jest odkryte i nadaje się idealnie do robienia zdjęć.
Po przejażdżce postanowiliśmy wrócić do Alfamy i pobłądzić po dzielnicy gdzie narodziło się Fado.

Fado to melancholijna pieśń wykonywana przy akompaniamencie dwóch gitar.
Cały dzień błąkaliśmy się po zaułkach miasta z przerwą na kawę, obiad (w Portugalii najlepsze są ryby) oraz na małe zakupy. Wieczorem spróbowaliśmy pasteis de nata (ciastka z budyniem - dobre, chociaż ja nie lubię budyniu) i ginja (smakuje jak polska wiśniówka).

internet

Dzień trzeci opiszę w osobnym poście!

środa, 2 marca 2016

Widoki z okna

Dzisiaj mam dla Was mieszaninę fotek z moich ostatnich lotów.

ósma rano - bajecznie

a pod nami Alpy

Fotografowanie chmur nigdy mi się nie znudzi.

Wieczorem zawitaliśmy do Moskwy.

Posty z mojego wypadu do Lizbony ukażą się już wkrótce