"Ty to masz szczęście, możesz sobie podróżować" - słyszę od dziesięciu lat. I to prawda, że dzięki swojej pracy udało mi się zobaczyć wiele. Jednak czasy gdy załoga lotnicza leciała do Ameryki Południowej, żeby spędzić tam tydzień, dawno już minęły.
Dziś post o podróżach przeciętnego cabin crew.
|
internet |
W czasie rozmowy o pracę w liniach lotniczych większość kandydatów podkreśla swoją miłość do podróży, poznawania nowych miejsc i kultur, i do spotykania nowych ludzi. I większość z nich nawet nie kłamie, taki panuje stereotyp o tym zawodzie. Każdy nowy członek załogi pokładowej wyobraża sobie swoje przyszłe życie jako ciąg lotów do fascynujących destynacji, gdzie następnie spędzi kilka dni. Zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne.
Zacznijmy od tego, że wiele firm w ogóle nie ma pobytów, wszystkie loty to turnaroundy (czyli załoga nie opuszcza samolotu, tylko po zabraniu nowych pasażerów leci dalej). A jeżeli już są jakieś layovery, to często są one kilkunastogodzinne - przesypia się noc, aby rano lecieć dalej.
Z własnego doświadczenia
Pamiętam gdy latałam z Bliskiego Wschodu do Nowego Jorku. Czternaście godzin w jedną stronę, 23 godziny odpoczynku w mieście i powrót - czternaście godzin. Przeciętny czytelnik powie: "23 godziny? Świetnie! Da się zwiedzić pół miasta". No to nie do końca tak jest.
Dwadzieścia trzy godziny odpoczynku jest liczone od lądowania do startu, czyli w rzeczywistości wygląda to tak:
-Pożegnanie 380 pasażerów (lataliśmy na Airbusach 340), sprawdzenie kabiny i opuszczenie samolotu zajmowało nam ponad godzinę.
-Przejście przez lotnisko, odprawa celna i odebranie swojego bagażu - kolejna godzina.
-Dojazd do hotelu i zameldowanie się i mamy już minus 3 godziny.
-Wejście do pokoju, zmycie makijażu, prysznic, przebranie się - czwarta godzina.
-Zbiórka na lot w drogę powrotną - trzy/ cztery godziny przed startem (zależnie od lokalizacji hotelu).
Z 23 godzinnego pobytu zostawało nam 15 godzin na zwiedzanie, ale w to musimy wliczyć sen - 8 godzin, jakiś posiłek i przygotowanie na lot - godzina.
Reasumując zostawało nam SZEŚĆ godzin na zwiedzanie Nowego Jorku. W tym czasie udało mi się obejrzeć Manhattan, Central Park, Empire State Building - oczywiście nie w czasie jednego pobytu.
Jak zwiedzać będąc stewardem / stewardessą?
Po pierwsze - nie dać się zmęczeniu! Jeżeli po długim locie choć na chwilę położycie się na łóżko, wierzcie mi, już z niego nie wstaniecie! Zaraz po wejściu do pokoju należy wziąć szybki, chłodny prysznic i w drogę.
Często będzie tak, że nikt inny z załogi nie będzie chciał zwiedzać. Odradzam rezygnowanie z wyprawy, bo inni nie chcą. Ludzie mają różne potrzeby, a Wy możecie tego samego lotu tak szybko nie dostać. Będąc cabin crew uda Wam się odwiedzić kilka miejsc, jeżeli naprawdę tego chcecie i takie drobnostki jak samotna wyprawa, deszcz, czy zmęczenie Was nie pokonają!
Moja rada: przed wylotem sprawdźcie transport miejski, lokalizację hotelu i
wyznaczcie sobie jeden obiekt, który chcecie zobaczyć. Nie ma sensu
zakładać, że w czasie kilkunastu godzin w Paryżu uda Wam się obejrzeć
Wieżę Eiffla, Notre Dame, Łuk Triumfalny i zahaczyć o Luwr. Do tego napić się gorącej czekolady, pospacerować nad Sekwaną i jeszcze zdrzemnąć przed lotem powrotnym. Pamiętajcie,
że do wszystkich atrakcji turystycznych będą kolejki, a i możecie się
zgubić w komunikacji miejskiej. Lepiej zakładać mniej i dodawać, jeżeli wystarcza czasu i sił. I zawsze bierzcie zapas czasu na nieoczekiwane sytuacje w drodze powrotnej. Awaria metra, strajk na kolei i jesteście spóźnieni na zbiórkę.
Bilety zniżkowe
Jeżeli Wasz pracodawca zapewnia Wam bilety zniżkowe i jeżeli Wasze zdrowie Wam na to pozwala, wykorzystajcie je maksymalnie. Wiem, że się nie chce, wiem że często nie ma z kim, ale jeżeli zrezygnujecie z pracy w liniach komercyjnych, to będziecie tego żałować. Ja żałuję.
|
internet |
Udanego zwiedzania!